czwartek, 10 listopada 2016

Rozdział 5

Rozdział dedykuje Yõko Pixel ^^
*****
Adrien

Zaraz po tym jak wskoczyłem do pokoju, przemieniłem się zwyczajnego siebie. Głośno wzdychając zerknąłem na Plagga, który wykończony wylądował na mojej świeżej pościeli, która pewnie jak zawsze pachniała bzem.
Szybko podszedłem do szafy, koło biurka, wyjmując z niej camembert, który następnie bardzo szybko rzuciłem w stronę mojego Kwami.
Gdy szczelnie zamknięte opakowanie wylądowało, koło coś marudzącego czarnego kota, leżącego plackiem na powierzchni łóżka, nagle mój partner znalazł sobie multum siły i zaczął opychać się jego ulubionym przysmakiem, które chwycił ekstremalnym tempie w swoje małe łapki.
Po około trzech sekundach pudełko było puste. Po prostu Plagg pobił dzisiaj swój nowy rekord jedzenia sera. Dwa kawałki na sekundę, no pięknie.
- Adrien gdzie jest reszta? - spytał się mnie, podlatując do mojej twarzy. Jednym ruchem głowy wskazałem mu miejsce skąd wyjąłem dzisiaj to śmierdzące coś. - Dziękuje - rzucił od niechcenia, lecąc w stronę jego ,,ósmego cudu świata".
Zrezygnowany z głową pełną myśli, rzuciłem się na łóżko. Przez co moja twarz wylądowała w poduszkach, a włosy opadły na materiał, lekko się czochrając. Biorąc głęboki wdech, poczułem, że robi mi się coraz cieplej, gdyż nie mogłem wziąć normalnego wdechu.
- Plagg - odezwałem się, kiedy do mojego nosa doszedł intensywny zapach camembertu - co ja dzisiaj odwaliłem... - wyszeptałem załamany, spoglądając na mojego towarzysza w walce, który jak usłyszał mój głos, zerknął na mnie ze rezygnacją i rozbawieniem w oczach.
- Nie wiem co odwaliłeś, ale możesz mnie olśnić - uśmiechnął się podstępnie, rzucając sobie do ust śmierdzące coś.
Spojrzałem się na niego naburmuszony, a w moich oczach pojawiła się złość.

Co on znowu ze mną pogrywa? Przecież doskonale wie, co się stało, ale nie, musi się mnie o to spytać z tą jego małą złośliwością.
- Pocałowałem Mari - palnąłem szybko, czując jak na mojej twarzy pojawiają się drobne, jak nie wielkie rumieńce, zaś przez moją głowę, przeleciał mi obraz zaskoczonej dziewczyny, której policzki były przyozdobione drobnym różem. Z niewiadomego mi powodu, nagle poczułem słodki smak jej warg, przez co przejechałem dwoma palcami swoje usta. Przypominając sobie, jej radosne piękne oczy.
- Ty i te twoje problemy - usłyszałem jego zrezygnowany ton głosu, który wyrwał mnie kolejnego dzisiaj transu.
- Ty i ten twój ser - powiedziałem tym samym tonem co on, odpowiadając na jego komentarz.
Już czarne stworzonko chciało coś powiedzieć, ale nagle po pokoju rozniósł się odgłos pukania. Plagg przewracając oczami, szybko odleciał z camembertem trzymanym przez niego w małych łapkach. Chwili gdy się na niego wpatrywał w jego oczach można było zauważyć iskierki szczęścia, a na twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Proszę! - krzyknąłem, kiedy ten miłośnik camemberta schował się.
Drzwi otworzyły się na całą szerokość, a do mojej oazy spokoju, weszła wysoka kobieta, o czarnych niczym węgiel włosach z czerwonym dużym pasmem, które związane były w perfekcyjnego koka, zaś jej oczy miały kolor morskiej głębiny, które były ukryte za szkłem okularów. Ubrana jest ona w granatowy garnitur oraz czerwony prosty sweter, ukrywający się pod marynarką.
- Co się stało Nathalie? - spytałem się jej dość poważnym tonem.
- Pan Gabriel chce cię widzieć - rzuciła wychodząc z pokoju. Gdy zamykała drzwi, zerknęła na mnie na chwile, dzięki czemu w jej oczach mogłem zauważyć... no właśnie nic nie mogłem, gdyż w tej chwili nie wyrażały one żadnych uczuć. Kiedy zniknęła za drzwiami Plagg podleciał koło mnie.
Zdziwieni spojrzeliśmy się po sobie.
- Tata chce mnie widzieć - wyszeptałem niedowierzająco, kiedy moje oczy złagodniały i pojawiły się w nich iskierki niezadowolenia, smutku i przede wszystkim szczęścia. Wymieszane w jedną wspólną całość.
Gdy moje Kwami schowało się mi pod marynarką, ruszyłem do biura ojca. Kiedy stanąłem pod drzwiami, niepewnie wyciągnąłem zaciśniętą dłoń w pięść w ich kierunku. Przez chwilę zawahałem się, a serce przyśpieszyło. Spojrzałem się niepewnie na Plagga, który widząc moją niepewność, wyszeptał ,,rusz tyłek. Zapukaj. Dasz radę". Mimowolnie na moją twarz wkradł się mały uśmiech.
Biorąc głęboki wdech zapukałem w drzwi, gdy usłyszałem ciche ,,proszę", wszedłem do biura, zauważając jak zawsze srogi wzrok mojego ojca, ale teraz było coś innego, gdyż w beznamiętnym błękicie, widniało kilka iskierek szczęścia i zadowolenia. Co mnie nieco zdziwiło...
- Synu chce cię o coś spytać - jego srogi głos doszedł do mych uszu, przez co stanąłem na baczność.
- O co chodzi ojcze? - spytałem się spokojnie, zakładając na siebie maskę idealnego syna, którym on chciał, abym był.
- Jak nazywa się ta twoja koleżanka, która zaprojektowała melonik dla ciebie? - słysząc jego słowa z leka się zdziwiłem. Po co on pytał się o imię, mojej ukochanej?
- Nazywa się Marinette Dupain-Cheng - odpowiedziałem niepewnie po chwili zwłoki.
- Dziękuje, możesz iść - odesłał mnie.
Idąc białymi korytarzami, wciąż myślałem, po co ojciec spytał się o My Lady.
Może powinienem mu powiedzieć ściemnione imię i nazwisko? A może jednak powinienem powiedzieć, że jej nie znam... Nie! - na mojej twarzy pojawił się grymas. - Gdybym skłamał, zraniłbym sam siebie tym faktem, że nie chce się przyznać, że ją znam.
Z głową pełną myśli wkroczyłem do mojego pokoju, jak zawsze kierując się w stronę biurka. Siadając na obrotowym fotelu, zrobiłem na nim jeden pełny obrót. Kiedy się zatrzymałem, kładąc łokcie na blat, Plagg od razu wyleciał za mojej koszuli, spoglądając na mnie zabójczym wzrokiem.
Włączając Biedrobloga, zobaczyłem, że Alya dodała jakąś informację, na temat mojej samotnej podróży oraz do tego dodała moje zdjęcie w stroju Czarnego Kota. Następnie wziąłem głęboki wdech, zerkając następnie na kropkowane tło, od razu mojej głowie pojawiła się wizja uśmiechniętej Ladybug, której maska i strój po chwili znikł, ustępując miejsca mojej Marinette.
Westchnąłem cicho, zamykając oczy, a moje kąciki ust podniosły się leciutko do góry, ale nagle moim ciałem zawładnęło dziwne uczucie... uczucie niepokoju, tym, że ojciec zaciekawił się niebieskowłosą.
A co jeżeli jej coś zrobi? - zaniepokoiłem się jeszcze bardziej, ale po chwili odciągnąłem od siebie te myśli, potrząsając głową. - Adrien myśl logicznie, może zainteresował go jej wielki talent - ciągnąłem swój monolog, nadal mając okropne przeczucie.
- Mam nadzieję, że ono się nie spełni - wyszeptałem, spoglądając na Plagga, który zerkał na mnie pytająco. Kiedy Kwami zauważyło mój wyraz twarzy, wzruszył ramionami, wcinając nowe opakowanie camemberta, zaś ja po krótkiej chwili wyłączyłem komputer, kładąc się na moje łóżko. Kiedy już się wygodnie ułożyłem, zacząłem (jak zawsze) wlepiać wzrok w biały sufit.

*****
Marinette

Sześć godzin po małej wizycie Kota wreszcie skończyłam zaprojektowaną przeze mnie bluzkę. Stojąc przed nią ze założonymi rękami na klatce piersiowej, spoglądałam na mój skończony projekt, ze zadowoleniem w oczach, przytakując przy tym głową.
- Chyba ubiorę ją w poniedziałek do szkoły - wyszeptałam sama do siebie.
Nagle poczułam jak ulatują ze mnie wszystkie siły. Nogi zrobiły mi się jak z waty, więc upadłam na ziemię, siedząc na kolanach.
- Ale się zmęczyłam - pomyślałam mozolnie.
- Córciu - usłyszałam głos mojej mamy, dochodzących z dołu. Szybko spojrzałam się na klapę, która się otworzyła, a do pokoju weszła kobieta o granatowych włosach, czyli moja rodzicielka.
Jej wzrok od razu powędrował na manekin, a dokładnie na bluzkę, która była na nim.
- Uszyłaś ją dzisiaj - zerknęła na mnie, a ja przytaknęłam. - Śliczna - uśmiechnęła się serdecznie, a ja odwzajemniłam ten gest.
- Dziękuje - podziękowałam szybko za komplement, wstając na równe nogi. Następnie spytałam się jej co ją do mnie sprowadza.
- Za tydzień - zaczęła - wyjeżdżasz do swojej kuzynki do Polski - powiedziała, a ja spojrzałam się na nią, jakby powiedziała mi właśnie, że obcy zaatakowali Paryż... Ale zaraz to by nie było takie dziwne, bo nigdy nie wiadomo z tym Władcą Ciem.
- Ż-Że co - wydukałam ze szeroko otwartymi oczami w których można było zauważyć niedowierzanie.
- Żadne ,,że co", Mainette - położyła dłonie na biodra, spoglądając na mnie ze zrezygnowaniem. - Już  poinformowałam twoją wychowawczynie o twoim wyjeździe - uśmiechnęła się ciepło.
Że co?! Że co?! ŻE CO?! - wciąż powtarzałam panicznie w myślach. - Ale czemu wy nie jedziecie? - wybełkotałam cicho, nieźle wystraszona, bo w końcu jak będę nieobecna, to Włada Ciem może wysłać, a wtedy co będzie? Paryż zostanie zniszczony? Coś się stanie mojemu cennemu przyjacielowi? Zostanie rany, a może nawet zginie... Nie! A może nasz wróg wygra i zabierze mu miraculum! Nawet jeszcze nie wyjechałam, a już mojej głowie powstają najgorsze z możliwych scenariuszy.
- Bo ktoś musi się zając piekarnią - odpowiedziała, a jej głos wyrwał mnie z myślenia.
- Ale mamo, ja nie chce jechać - powiedziałam panicznie, a moja mama się zdziwiła.
- Czemu nie chcesz jechać - podeszła bliżej mnie - przecież dwa lata temu prawie codziennie nam mówiłaś, że chcesz odwiedzić Alicję i się z nią ,,pobawić" - złożyła ręce na piersi.
To prawda...chciałam tam jechać, gdyż lubiłam z nią przebywać, ale wtedy nie miałam miraculum. Do tego wręcz kochałam te zabawy z jej psem, małymi słodkimi kociakami. Z Alicją nigdy się nie nudziłam, gdyż zawsze, a to biegałyśmy po polach, skakaliśmy po snobkach z naszą wakacyjną ekipą i do tego każdego wieczoru, jeździliśmy konno z jej rodzicami do lasu, który znajdował się dwa kilometry od domu mojej ulubionej kuzynki. Niestety ostatni raz u niej byłam trzy lata temu i pewnie przez najbliższe lata znów jej nie ujrzę, bo w końcu muszę zostać w tym spaniałym mieście i chronić mieszkańców, przed atakami super-złoczyńcy.
- Mamo, ale ja naprawdę nie mogę jechać. Mam przyszłym tygodniu masę testów, do tego jestem przewodniczącą i muszę zostać w klasie, aby w razie czego ją reprezentować - próbowałam ją jakoś przekonać, abym została.
- O testy się nie martw słonko - położyła mi dłoń na bark, zaś ja od razu na nią zerknęłam. - Napiszesz je w innym terminie, a co do klasy, to pewnie sobie poradzą ten jeden raz bez ciebie - uśmiech nie schodził jej twarzy. Kiedy spojrzała się w moje oczy, przytuliła mnie, a następnie wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą z głową pełną rozpaczliwych myśli.

Kilka minut później

- Tikki co mam teraz zrobić! - krzyknęłam panicznie, po moim powrocie do ,,żywych", chodząc szybkim tempem w tą i z powrotem po pokoju.
- Spokojnie Marinette - powiedziała o dziwo spokojna Kwami.
Słysząc jej opanowany głos, spojrzałam się na nią z niedowierzaniem, bo do jasnej anielki nie wiedziałam, czemu na jej twarzy gości stoicki spokój!
- Jak mam być spokojna, jak za tydzień wyjeżdżam zostawiając Chata i Paryż samych - złożyłam ręce na klatce piersiowej. Zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć dopowiedziałam szybko. - I czemu jesteś taka spokojna Tikki? - uniosłam lekko brwi do góry spoglądając na nią wyczekująco. Kiedy na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, upadłam (po raz kolejny tego dnia) na kolana. - Do tego Chat Noir nie może złapać akumy - dodałam krzycząc panicznie, kładąc głowę na łóżko.
- Myśl pozytywnie - wylądowała na łóżku naprzeciwko mnie. - Może Władca Ciem nie zaatakuje, bo nie wyczuje w Paryżu obecności twojego miraculum - spojrzałam w jej oczy, zauważając w nich iskierki nadziei, troski i nutki strachu. - Myśl pozytywnie - powtórzyła.
- Masz rację Tikki - uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła ten gest. Pomimo tego, że prawdopodobieństwo tego, że nasz wróg nie zaatakuje wynosi kilka marnych procentów. - To co teraz porobimy - westchnęłam, odwracając się tak, że mogłam oprzeć się o łóżko. Poprzez tą czynność byłam zmuszona oglądać moje drzwi do łazienki, myśląc nad jakimś ciekawym zajęciem.
- Może zaprojektujesz kuzynce jakiś fajny strój? - zaproponowała po chwili moja mała partnerka, zaś ja przytaknęłam, gdyż ten pomysł bardzo mi się spodobał.
Szybko wstałam na równe nogi, idąc po mój szkicownik. Gdy wzięłam go do dłoni, ruszyłam w stronę okna, otwierając je na oścież. Dzięki czemu do mojego trochę dusznego pokoju, wleciało świeże jesienne powietrze. Pod sprawką wiatru, który akurat mocniej zawiał, do pomieszczenia wleciało kilka różnokolorowych małych listków ukrytych wśród niemal znikającej zieleni koron drzew, które dawały niegdyś prawie każdemu dzieciakowi ( a nawet niektórym nastolatką i dorosłym) drobną zabawę.
Zamykając oczy pozwalałam, aby wiatr bawił się moimi związanymi w dwie kitki granatowymi włosami, ochładzając przy okazji moje wcześniejsze zdenerwowanie.
- Niedługo przyjdzie jesień - wymamrotałam cicho do siebie spoglądając mymi niebieskimi oczami na Paryski krajobraz.
A po niej przyjdzie zima, która ustąpi miejsca wiośnie, zaś ta zieleń, ustąpi miejsca latu. Po każdej porze roku przychodzi kolejna, znów ukazując się w pełni swej wspaniałości. Osobiście uwielbiam ( jak nie kocham) wszystkie pory, gdyż każda na swój własny sposób mnie inspiruje, do tworzenia nowych wspaniałych projektów, wychodzących spod ,,pióra" , które trzymam dłoniach w trakcje przelewania mych pomysłów na kartkę.

*********************************************************************************

Rozdział skończony! (nareszcie...)
Jeśli mam być z wami szczera, rozdział pierwotnie miał się pojawić w niedzielę, ale niestety jak każdy z was wie (dla tych co nie wiedzą o co chodzi, to powiem wam, że w ten dzień moje wszystkie hasła poznał haker, ale całe szczęście wrócił mi najważniejsze na pocztę) nie pojawił się z pewnych konkretnych powodów :)
Trochę się przy nim pomęczyłam, gdyż jestem przeziębiona i mam chyba małą gorączkę, dlatego wybaczcie jeśli będą jakieś błędy >//<
Shiro: Jak zawsze się o to marwtisz...czy ty myślisz, że ludzie są tylko tutaj aby wytykać ci błędy?
Nie myslę tak, ale warto jednak przeprosić :)
Shiro:...
Bez dłuższego przedłużania pozdrawiam i do zobaczenia (jeżeli się bardziej nie rozchoruje i nie będę w łóżku leżała, to do soboty!)
Shiro: Ja również was pozdrawiam ^^

4 komentarze:

  1. Ten rozdział był super ♡ Dziękuję za dedykację :3 Ślę duuuuuuuuuużo weny i życzę szybkiego powrotu do zdrowia ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu nie kontynujesz tego opowiadania ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kontynuuje, gdyż zagubiłam gdzieś notatnik ze wszystkimi zaplanowanymi rozdziałami, przez co straciłam chęć do pisania tego opowiadania ;/
      Może kiedyś powrócę z nowym rozdziałem :)

      Usuń