sobota, 24 grudnia 2016

życzenia!

 Dużo zdrowia i miłości. 
Dużo szczęścia i prezentów.
Bogatego mikołaja oraz camembertu dla Plagga!

Dzisiaj szczęście na waszych twarzach ma witać,
Uśmiechów gromkie brawa, 
Serca ciche bicie oraz śmiechy rodzinne.

Ciastko z czekoladą Tikki Ci podaruje.
Adrien z Marinette ubiorą Ci choinkę, 
A Mistrz Fu da Ci małą czerwoną chińską szkatułeczke.

Wszystkiego najlepszego, życzy wam Domi!

PS nie umiem pisać życzeń, dlatego wybaczcie XD

niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział 6

Po krótszym zastanowieniu się w szkicowniku narysowałam kobietę, która na początku ma być moją modelką, która nosi kreacje moich myśli.
Kiedy skończyłam, przyjrzałam się narysowanej postaci, przytakując ze zadowoleniem, po czym najpierw naszkicowałam na jej rękach czarne rękawiczki bez palców. Nie były one przyozdobione, jedynie postanowiłam, że na kostkach będą wycięcia, zaś je same można będzie zapiąć za pomocą małego paska. Następnie zrobiłam szkic bluzki, stwierdzając, że będzie ona w kolorze czerwieni, ale ową czerwień będzie przyozdobiona jakby czarnymi kreskami. Postanowiłam, że na ten T-Shirt narzucę ala skórzana kurtkę z rożnymi dodatkami, gdyż pamiętam, że moja kuzynka nie przepada zbytnio nad prostotą.
Długi kołnierz do połowy szyi, będzie zapięty brązowym paskiem z metalicznymi wstawkami, zresztą postanowiłam dodać taki sam dodatek na końcach przydługich rękawów. Następnie naszkicowałam jej kieszenie, a dokładniej trzy pary. Jedna znajdowała się na klatce piersiowej, druga wiesza para znalazła swoje miejsce na biodrach, gdyż kurtka była dość długa, nie jak jej typowe krótkie odpowiedniczki, zaś ostatnia (najmniejsza) znajdowała się na ramionach. Później napisałam sobie informację, że sama kurtka ma się składać ciemno-brązowego i czarnego materiału, oraz, że wnętrze ma być wypełnione czarnym mięciutkim puszkiem, plus ma być w środku jedna kieszeń, najlepiej w okolicy brzucha.
Uderzając długopisem o usta, zastanowiłam się, czy jeszcze mam dodać coś do projektu. Siedziałam tak dobre kilka minut, wpatrując się w niego, aż w końcu mnie olśniło, więc szybko zabrałam się do roboty i dorysowałam do niej kilka brązowych pasków, które miały swój początek od górnej części zasuwka, potem ,,idąc" po ramionach,  robiły zakręt, przechodząc po plecach na krzyż, do samego dolnego zapięcia.
Chciałam już się zabierać za projektowanie spodni, ale nagle oczy zaczęły mi się zamykać.
- Co już jestem śpiąca - pomyślałam, ziewając cicho, rozglądając się po pokoju i ku mojemu zdziwieniu było strasznie ciemno, zaś sama Tikki już smacznie spała sobie na moim łóżku.
Zamykając notatnik, ruszyłam cicho po mój telefon, odblokowałam go i doznałam szoku, gdyż była już pierwsza w nocy!
- OMG jak się projektuje to traci się poczucie czasu - dodałam w myślach, mozolnie ruszając do łazienki.
Kiedy się umyłam i ubrałam w pidżamy, które składały się z kompletu na 3/4, gdyż noce zaczynały robić się chłodniejsze. (Góra była koloru białego, zaś dół czarnego) Następnie wróciłam do pokoju. Gdy siadałam na swoje łóżko, uniosłam ręce w górę cicho ziewając.
Czując zmęczenie padłam na łóżko jak nieżywa. Oczy same się zaczęły mi zamykać i jedynie na co było mnie stać w tym momencie to przykrycie się różową cieplutką kołdrą, przez którą przechodziły dwa czarne paski.
Zamykając oczy, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam pogrążając się w błogim śnie.

Ranek

Po otwarciu oczu, pierwsze co zrobiłam, to sięgnięcie po telefon. Gdy go odblokowałam zauważyłam, że jest dziesiąta...
Na serio wstałam tak wcześniej? Jak na weekend, to zdecydowanie za WCZEŚNIEJ.
W końcu po krótkiej chwili postanowiłam się zwlec z łóżka. Kiedy moje stopy dotknęły podłoża, mozolnym krokiem ruszyłam do szafy. Otwierając ją, mym oczom ukazały się przeróżne ubrania w rozmaite kolory.
Niby mam tyle tych ubrań, ale i tak zazwyczaj ubieram ten sam komplet, zresztą dzisiaj też się na niego zdecydowałam. Cichym westchnięciem, ubrałam skarpety, spodnie (gdyż na rybaczki zaczęło robić się za zimno) oraz biustonosz. Już brałam się za zakładanie bluzki, ale... no właśnie ALE, usłyszałam czyiś głos.
- Witaj Princess - odezwał się Kot, wchodzący do mojego pokoju. Z racji tego, że na początku stał do mnie tyłem nie zauważył mnie... jak na razie.
Chciałam jakoś zareagować, aby ten dachowiec mnie nie zauważył w samym stanik (to co, że byłam w połowie ubrana), ale nagle zastygłam, nie mogąc się ruszyć, a co najważniejsze odezwać. - Wcześniej dzisiaj wstałaś - jego głos zaczął wyrywać mnie zadumy. - A chciałem pooglądać twoją śpiącą twa - przerwał gdyż zauważył jak wyglądam. Na jego, jak i na moich polikach pojawiły się ogromne rumieńce. Czarny Kot obserwował mnie jeszcze chwilę, ale po tym obrócił się szybko na pięcie w stronę okna, które zazwyczaj służyło mu za drzwi.
A ja co? Nadal stałam bezruchu, całkowicie zażenowana. Tak byłam zawstydzona, że w tej chwili najchętniej umarłabym, bo w końcu MÓJ partner do walki, widział mnie bez górnej części ubioru, kiedy byłam samym różowym staniku. Po prostu jak ja mu niby teraz spojrzę w oczy, bez jakiegokolwiek zarumienienia.
Energicznie potrząsnęłam głową, zakładając na siebie wreszcie tą przeklętą bluzkę.
- P-Przepraszam - za-jąkał Chat, co w tej chwili wydawało mi się słodkie. - Mogę się już obrócić - dodał trochę spokojniej.
- T-Tak możesz - nerwowo zaczęłam rozglądać się po pokoju, mając nadzieję, że Tikki zdążyła się gdzieś schować. Kiedy nigdzie jej nie zauważyłam odetchnęłam cicho z ulgą spoglądając na mojego partnera, który w tej chwili wziął głęboki wdech zerkając na mnie z lekkimi rumieńcami. Spojrzał się na mnie i właśnie wtedy nasze oczy się napotkały. Po tak krótkiej chwili spoglądania na siebie, oderwał swoją piękną zieleń od barwy mych oczu, przekierowując je na biurko, do którego zresztą po chwili podszedł, gdyż pewnie zainteresował go mój szkicownik.
Znajdując się u celu swojej podróży, pochwycił zeszyt otwierając go akurat na projekcie ubrań dla Alicji. Kiedy mu się tak przyglądał, jego kąciki ust uniosły się lekko do góry.
- Ślicznie ci wyszedł ten nowy projekt - spojrzał się na mnie, a moje serce szybciej przez chwilę zabiło, po czym znów zerknął na niego. - Ale nie pasuje do ciebie - mówił poważnym głosem.
- Wiem - odpowiedziałam z żartem, idąc w jego kierunku, wlepiając swój wzrok na zeszyt, gdyż czułam, że jak zerknę na jego twarz, na moje poliki wkradną się małe, bądź bardzo duże rumieńce. - Ta kreacja nie jest dla mnie, tylko dla mojej kuzynki - uniosłam kąciki swoich ust lekko do góry, znajdując się przy niem.
- Hmmm - zamyślił się, spoglądając podejrzanie na ,,szkic". - Przyjeżdża do ciebie? - spytał zaciekawiony.
- Nie Kocie - zaprzeczyłam, potrząsając lekko głową, co go trochę zdziwiło, gdyż zamknął moją małą skarbnicę pomysłów, odkładając go z powrotem na jego miejsce, wlepiając swą piękna zieleń w moje (dla niego) fiołkowe oczy. Z racji tego, że moje serce zaczęło przyśpieszać, odsunęłam go lekko od siebie, dotykając dłońmi, jego klatkę piersiową. Dzięki czemu przez chwilę, poczułam przez materiał jak jego serce biję spokojnym, umiarkowanym rytmie. Zdziwiony moim ruchem, na początku nie wiedział co się stało, ale kiedy zdał sobie sprawę, że go dotknęłam, na jego twarz znów wkradł się mało widoczny kolor piwoni.
Przygryzając lekko dolną wagę, pomyślałam, że wygląda słodko i to bardzo, jednak moje myśli nad jego słodkością nie trwały długo, niż mój wewnętrzny głos rozsądku skarcił mnie w myślach, mówiąc mi, że mi porządnie odbija. - Ona mnie nie odwiedza, tylko ja do niej jadę - odpowiedziałam po chwili, przerywając tą, o dziwo przyjemną ciszę.
Jego kąciki ust uniosły się lekko w grymas niezadowolenia.
- Że co? - widocznie posmutniał. - Czemu wyjeżdżasz? Kiedy jedziesz? Wrócisz? Gdzie jedziesz? Zostajesz tam na zawsze? - zalał mnie potokiem pytań, na co zachichotałam cicho.
- Spokojnie Kocie - uśmiechnęłam się. - Jadę do niej tylko na tydzień, a wyjeżdżam w przyszłym tygodniu - puściłam mu oczko.
- Całe szczęście - odetchnął z ulgą, kładąc dłoń na klatkę piersiową. - Dobra, to ja już się będę zmywał - zanim zdałam sobie sprawę z jego słów, był już przy oknie.
- Czekaj Kocie! - krzyknęłam kiedy, stał już na parapecie.
- Co księżniczko? Już za mną tęsknisz - na twarzy mojego przyjaciela pojawił się jego firmowy uśmiech.
- Nie - zaprzeczyłam szybko. - Tylko - mój głos był przesiąknięty sztuczną słodkością - masz zapomnieć o tym co widziałeś na początku swojej wizyty, bo - przyłożyłam palec do gardła, po czym zaczęłam go przesuwać po całej długości - koteczek zacznie szukać myszek kilka stopni pod ziemią.
Blondyn słysząc moje słowa zadrżał.
- Wedle rozkazu, moja pani - ukłonił się szarmancko, po czym wyskoczył przez okno, znikając mi całkowicie z oczu.
- Po co on znowu tu wpadł? - zerknęłam na moją Kwamii, która znalazła się tuż przy mojej głowie.
- Może się w tobie zakochał? - spytała, z dziwnym potwierdzeniem w głosie. Słysząc jej słowa, wybuchłam, ku mojemu zdziwieniu niekontrolowanym śmiechem. Przez co Tikki spojrzała się na mnie szokowana.
- Nie-Niezły... żart... Tikki... - każde słowo mówiłam między próbami złapania oddechów, wycierając z kącików oczy, słone łzy rozbawienia... tak się śmiałam, nawet nie wiedząc z czego, że aż przepona mnie zaczęła boleć.
- Nie rozumiem cię Marinette - potrząsnęła zrezygnowana głową. - Nie zapominaj, że Czarny Kot kocha Biedronkę, czyli ciebie...
- Ale czemu niby mnie odwiedza? - przerwałam jej.
- Bo być może dowiedział się, że TY, to BIEDRONKA - gdy to powiedziała, moje oczy otworzyły się szeroko.
- Że co? - tylko tyle zdołałam z siebie wyrzucić w tej chwili, przypominając sobie każdą jego niezapowiedzianą wizytę i to jak czasami na mnie patrzył. - Ale to niemożliwe... - wlepiłam szokowany wzrok w ziemię, modląc się, aby to nie było prawdą.
- Możliwe i to bardzo - moja Kwamii się uśmiechnęła.
Moim ciałem zawładnął niepokój. Tikki widząc te uczucie na mojej twarzy, przytuliła się do mojego policzka, dzięki czemu zapomniałam trochę o tym podejrzeniu, że złotowłosy być może zna moją tajemnice.
- Nie przejmuj się tym - wyszeptała.
- Masz rację, nie będę się tym przejmowała - uśmiechnęłam się lekko. - Ale nawet jeśli zna moją tajemnice, to - spojrzałam się przez okno - ufam mu całkowicie, bo w końcu to mój cenny przyjaciel i partner.
 
*********************************************************************************

Wreszcie napisałam rozdział... ale wybaczcie mi, że ma tylko 1537 słów, zamiast jak zawsze 2000 :)
Chciałam wam go dodać wczoraj, ale miałam cały dzień zawalony...
Shiro: Przestań kobieto, bo marudzisz *składa ręce na klatce piersiowej*
Oj cicho bądź... spać mi się chce XD Dlatego wybaczcie, ale rozdziału nie sprawdziłam ;-;
Shiro: Już chcesz iść spać cieniasko? xD
Nie zapominaj idioto, że wstaję o 6 -_-"
Shiro: No oj, zapomniałem nie denerwuj się tak *szeroki uśmiech*
Ah *wzdycham*
Bez dłuższego przedłużenia, do zobaczenia!
Pozdrawiam was moi drodzy czytelnicy!
Shiro: Ślę wam pozdrowienia ^^ 

sobota, 3 grudnia 2016

Przeprosiny, podziękowania i informacja!

Na początek chce was przeprosić, że nie ma rozdziału.
Na początku było to spowodowane tym, że chorowałam przez dwa tygodnie, później jak chciałam wam wstawić (26.11.) zmarł kilka dni przed tą datą mój wujek, zaś w ten dzień był pogrzeb, a  wcześniej nic nie mogłam napisać.
Zaś w tym tygodniu wróciłam do szkoły i nie miałam w ogóle czasu, aby coś napisać, bo w końcu musiałam (i nadal muszę) nadrobić trochę sprawdzianów i materiałów.
Dlatego proszę was o wyrozumiałość :)

Chce wam podziękować za tysiąc wyświetleń, na prawdę wam dziękuje <3 oraz chce powitać nowe obserwujące mój blog osoby! Dziękuje, że  postanowiłyście zostać ze mną dłużej ^^

A na koniec informacja!
Rozdział pojawi się prawdopodobnie 10.12.2016r.!


Jeszcze raz przepraszam za zwłokę z rozdziałem :)

czwartek, 10 listopada 2016

Rozdział 5

Rozdział dedykuje Yõko Pixel ^^
*****
Adrien

Zaraz po tym jak wskoczyłem do pokoju, przemieniłem się zwyczajnego siebie. Głośno wzdychając zerknąłem na Plagga, który wykończony wylądował na mojej świeżej pościeli, która pewnie jak zawsze pachniała bzem.
Szybko podszedłem do szafy, koło biurka, wyjmując z niej camembert, który następnie bardzo szybko rzuciłem w stronę mojego Kwami.
Gdy szczelnie zamknięte opakowanie wylądowało, koło coś marudzącego czarnego kota, leżącego plackiem na powierzchni łóżka, nagle mój partner znalazł sobie multum siły i zaczął opychać się jego ulubionym przysmakiem, które chwycił ekstremalnym tempie w swoje małe łapki.
Po około trzech sekundach pudełko było puste. Po prostu Plagg pobił dzisiaj swój nowy rekord jedzenia sera. Dwa kawałki na sekundę, no pięknie.
- Adrien gdzie jest reszta? - spytał się mnie, podlatując do mojej twarzy. Jednym ruchem głowy wskazałem mu miejsce skąd wyjąłem dzisiaj to śmierdzące coś. - Dziękuje - rzucił od niechcenia, lecąc w stronę jego ,,ósmego cudu świata".
Zrezygnowany z głową pełną myśli, rzuciłem się na łóżko. Przez co moja twarz wylądowała w poduszkach, a włosy opadły na materiał, lekko się czochrając. Biorąc głęboki wdech, poczułem, że robi mi się coraz cieplej, gdyż nie mogłem wziąć normalnego wdechu.
- Plagg - odezwałem się, kiedy do mojego nosa doszedł intensywny zapach camembertu - co ja dzisiaj odwaliłem... - wyszeptałem załamany, spoglądając na mojego towarzysza w walce, który jak usłyszał mój głos, zerknął na mnie ze rezygnacją i rozbawieniem w oczach.
- Nie wiem co odwaliłeś, ale możesz mnie olśnić - uśmiechnął się podstępnie, rzucając sobie do ust śmierdzące coś.
Spojrzałem się na niego naburmuszony, a w moich oczach pojawiła się złość.

Co on znowu ze mną pogrywa? Przecież doskonale wie, co się stało, ale nie, musi się mnie o to spytać z tą jego małą złośliwością.
- Pocałowałem Mari - palnąłem szybko, czując jak na mojej twarzy pojawiają się drobne, jak nie wielkie rumieńce, zaś przez moją głowę, przeleciał mi obraz zaskoczonej dziewczyny, której policzki były przyozdobione drobnym różem. Z niewiadomego mi powodu, nagle poczułem słodki smak jej warg, przez co przejechałem dwoma palcami swoje usta. Przypominając sobie, jej radosne piękne oczy.
- Ty i te twoje problemy - usłyszałem jego zrezygnowany ton głosu, który wyrwał mnie kolejnego dzisiaj transu.
- Ty i ten twój ser - powiedziałem tym samym tonem co on, odpowiadając na jego komentarz.
Już czarne stworzonko chciało coś powiedzieć, ale nagle po pokoju rozniósł się odgłos pukania. Plagg przewracając oczami, szybko odleciał z camembertem trzymanym przez niego w małych łapkach. Chwili gdy się na niego wpatrywał w jego oczach można było zauważyć iskierki szczęścia, a na twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Proszę! - krzyknąłem, kiedy ten miłośnik camemberta schował się.
Drzwi otworzyły się na całą szerokość, a do mojej oazy spokoju, weszła wysoka kobieta, o czarnych niczym węgiel włosach z czerwonym dużym pasmem, które związane były w perfekcyjnego koka, zaś jej oczy miały kolor morskiej głębiny, które były ukryte za szkłem okularów. Ubrana jest ona w granatowy garnitur oraz czerwony prosty sweter, ukrywający się pod marynarką.
- Co się stało Nathalie? - spytałem się jej dość poważnym tonem.
- Pan Gabriel chce cię widzieć - rzuciła wychodząc z pokoju. Gdy zamykała drzwi, zerknęła na mnie na chwile, dzięki czemu w jej oczach mogłem zauważyć... no właśnie nic nie mogłem, gdyż w tej chwili nie wyrażały one żadnych uczuć. Kiedy zniknęła za drzwiami Plagg podleciał koło mnie.
Zdziwieni spojrzeliśmy się po sobie.
- Tata chce mnie widzieć - wyszeptałem niedowierzająco, kiedy moje oczy złagodniały i pojawiły się w nich iskierki niezadowolenia, smutku i przede wszystkim szczęścia. Wymieszane w jedną wspólną całość.
Gdy moje Kwami schowało się mi pod marynarką, ruszyłem do biura ojca. Kiedy stanąłem pod drzwiami, niepewnie wyciągnąłem zaciśniętą dłoń w pięść w ich kierunku. Przez chwilę zawahałem się, a serce przyśpieszyło. Spojrzałem się niepewnie na Plagga, który widząc moją niepewność, wyszeptał ,,rusz tyłek. Zapukaj. Dasz radę". Mimowolnie na moją twarz wkradł się mały uśmiech.
Biorąc głęboki wdech zapukałem w drzwi, gdy usłyszałem ciche ,,proszę", wszedłem do biura, zauważając jak zawsze srogi wzrok mojego ojca, ale teraz było coś innego, gdyż w beznamiętnym błękicie, widniało kilka iskierek szczęścia i zadowolenia. Co mnie nieco zdziwiło...
- Synu chce cię o coś spytać - jego srogi głos doszedł do mych uszu, przez co stanąłem na baczność.
- O co chodzi ojcze? - spytałem się spokojnie, zakładając na siebie maskę idealnego syna, którym on chciał, abym był.
- Jak nazywa się ta twoja koleżanka, która zaprojektowała melonik dla ciebie? - słysząc jego słowa z leka się zdziwiłem. Po co on pytał się o imię, mojej ukochanej?
- Nazywa się Marinette Dupain-Cheng - odpowiedziałem niepewnie po chwili zwłoki.
- Dziękuje, możesz iść - odesłał mnie.
Idąc białymi korytarzami, wciąż myślałem, po co ojciec spytał się o My Lady.
Może powinienem mu powiedzieć ściemnione imię i nazwisko? A może jednak powinienem powiedzieć, że jej nie znam... Nie! - na mojej twarzy pojawił się grymas. - Gdybym skłamał, zraniłbym sam siebie tym faktem, że nie chce się przyznać, że ją znam.
Z głową pełną myśli wkroczyłem do mojego pokoju, jak zawsze kierując się w stronę biurka. Siadając na obrotowym fotelu, zrobiłem na nim jeden pełny obrót. Kiedy się zatrzymałem, kładąc łokcie na blat, Plagg od razu wyleciał za mojej koszuli, spoglądając na mnie zabójczym wzrokiem.
Włączając Biedrobloga, zobaczyłem, że Alya dodała jakąś informację, na temat mojej samotnej podróży oraz do tego dodała moje zdjęcie w stroju Czarnego Kota. Następnie wziąłem głęboki wdech, zerkając następnie na kropkowane tło, od razu mojej głowie pojawiła się wizja uśmiechniętej Ladybug, której maska i strój po chwili znikł, ustępując miejsca mojej Marinette.
Westchnąłem cicho, zamykając oczy, a moje kąciki ust podniosły się leciutko do góry, ale nagle moim ciałem zawładnęło dziwne uczucie... uczucie niepokoju, tym, że ojciec zaciekawił się niebieskowłosą.
A co jeżeli jej coś zrobi? - zaniepokoiłem się jeszcze bardziej, ale po chwili odciągnąłem od siebie te myśli, potrząsając głową. - Adrien myśl logicznie, może zainteresował go jej wielki talent - ciągnąłem swój monolog, nadal mając okropne przeczucie.
- Mam nadzieję, że ono się nie spełni - wyszeptałem, spoglądając na Plagga, który zerkał na mnie pytająco. Kiedy Kwami zauważyło mój wyraz twarzy, wzruszył ramionami, wcinając nowe opakowanie camemberta, zaś ja po krótkiej chwili wyłączyłem komputer, kładąc się na moje łóżko. Kiedy już się wygodnie ułożyłem, zacząłem (jak zawsze) wlepiać wzrok w biały sufit.

*****
Marinette

Sześć godzin po małej wizycie Kota wreszcie skończyłam zaprojektowaną przeze mnie bluzkę. Stojąc przed nią ze założonymi rękami na klatce piersiowej, spoglądałam na mój skończony projekt, ze zadowoleniem w oczach, przytakując przy tym głową.
- Chyba ubiorę ją w poniedziałek do szkoły - wyszeptałam sama do siebie.
Nagle poczułam jak ulatują ze mnie wszystkie siły. Nogi zrobiły mi się jak z waty, więc upadłam na ziemię, siedząc na kolanach.
- Ale się zmęczyłam - pomyślałam mozolnie.
- Córciu - usłyszałam głos mojej mamy, dochodzących z dołu. Szybko spojrzałam się na klapę, która się otworzyła, a do pokoju weszła kobieta o granatowych włosach, czyli moja rodzicielka.
Jej wzrok od razu powędrował na manekin, a dokładnie na bluzkę, która była na nim.
- Uszyłaś ją dzisiaj - zerknęła na mnie, a ja przytaknęłam. - Śliczna - uśmiechnęła się serdecznie, a ja odwzajemniłam ten gest.
- Dziękuje - podziękowałam szybko za komplement, wstając na równe nogi. Następnie spytałam się jej co ją do mnie sprowadza.
- Za tydzień - zaczęła - wyjeżdżasz do swojej kuzynki do Polski - powiedziała, a ja spojrzałam się na nią, jakby powiedziała mi właśnie, że obcy zaatakowali Paryż... Ale zaraz to by nie było takie dziwne, bo nigdy nie wiadomo z tym Władcą Ciem.
- Ż-Że co - wydukałam ze szeroko otwartymi oczami w których można było zauważyć niedowierzanie.
- Żadne ,,że co", Mainette - położyła dłonie na biodra, spoglądając na mnie ze zrezygnowaniem. - Już  poinformowałam twoją wychowawczynie o twoim wyjeździe - uśmiechnęła się ciepło.
Że co?! Że co?! ŻE CO?! - wciąż powtarzałam panicznie w myślach. - Ale czemu wy nie jedziecie? - wybełkotałam cicho, nieźle wystraszona, bo w końcu jak będę nieobecna, to Włada Ciem może wysłać, a wtedy co będzie? Paryż zostanie zniszczony? Coś się stanie mojemu cennemu przyjacielowi? Zostanie rany, a może nawet zginie... Nie! A może nasz wróg wygra i zabierze mu miraculum! Nawet jeszcze nie wyjechałam, a już mojej głowie powstają najgorsze z możliwych scenariuszy.
- Bo ktoś musi się zając piekarnią - odpowiedziała, a jej głos wyrwał mnie z myślenia.
- Ale mamo, ja nie chce jechać - powiedziałam panicznie, a moja mama się zdziwiła.
- Czemu nie chcesz jechać - podeszła bliżej mnie - przecież dwa lata temu prawie codziennie nam mówiłaś, że chcesz odwiedzić Alicję i się z nią ,,pobawić" - złożyła ręce na piersi.
To prawda...chciałam tam jechać, gdyż lubiłam z nią przebywać, ale wtedy nie miałam miraculum. Do tego wręcz kochałam te zabawy z jej psem, małymi słodkimi kociakami. Z Alicją nigdy się nie nudziłam, gdyż zawsze, a to biegałyśmy po polach, skakaliśmy po snobkach z naszą wakacyjną ekipą i do tego każdego wieczoru, jeździliśmy konno z jej rodzicami do lasu, który znajdował się dwa kilometry od domu mojej ulubionej kuzynki. Niestety ostatni raz u niej byłam trzy lata temu i pewnie przez najbliższe lata znów jej nie ujrzę, bo w końcu muszę zostać w tym spaniałym mieście i chronić mieszkańców, przed atakami super-złoczyńcy.
- Mamo, ale ja naprawdę nie mogę jechać. Mam przyszłym tygodniu masę testów, do tego jestem przewodniczącą i muszę zostać w klasie, aby w razie czego ją reprezentować - próbowałam ją jakoś przekonać, abym została.
- O testy się nie martw słonko - położyła mi dłoń na bark, zaś ja od razu na nią zerknęłam. - Napiszesz je w innym terminie, a co do klasy, to pewnie sobie poradzą ten jeden raz bez ciebie - uśmiech nie schodził jej twarzy. Kiedy spojrzała się w moje oczy, przytuliła mnie, a następnie wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą z głową pełną rozpaczliwych myśli.

Kilka minut później

- Tikki co mam teraz zrobić! - krzyknęłam panicznie, po moim powrocie do ,,żywych", chodząc szybkim tempem w tą i z powrotem po pokoju.
- Spokojnie Marinette - powiedziała o dziwo spokojna Kwami.
Słysząc jej opanowany głos, spojrzałam się na nią z niedowierzaniem, bo do jasnej anielki nie wiedziałam, czemu na jej twarzy gości stoicki spokój!
- Jak mam być spokojna, jak za tydzień wyjeżdżam zostawiając Chata i Paryż samych - złożyłam ręce na klatce piersiowej. Zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć dopowiedziałam szybko. - I czemu jesteś taka spokojna Tikki? - uniosłam lekko brwi do góry spoglądając na nią wyczekująco. Kiedy na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, upadłam (po raz kolejny tego dnia) na kolana. - Do tego Chat Noir nie może złapać akumy - dodałam krzycząc panicznie, kładąc głowę na łóżko.
- Myśl pozytywnie - wylądowała na łóżku naprzeciwko mnie. - Może Władca Ciem nie zaatakuje, bo nie wyczuje w Paryżu obecności twojego miraculum - spojrzałam w jej oczy, zauważając w nich iskierki nadziei, troski i nutki strachu. - Myśl pozytywnie - powtórzyła.
- Masz rację Tikki - uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła ten gest. Pomimo tego, że prawdopodobieństwo tego, że nasz wróg nie zaatakuje wynosi kilka marnych procentów. - To co teraz porobimy - westchnęłam, odwracając się tak, że mogłam oprzeć się o łóżko. Poprzez tą czynność byłam zmuszona oglądać moje drzwi do łazienki, myśląc nad jakimś ciekawym zajęciem.
- Może zaprojektujesz kuzynce jakiś fajny strój? - zaproponowała po chwili moja mała partnerka, zaś ja przytaknęłam, gdyż ten pomysł bardzo mi się spodobał.
Szybko wstałam na równe nogi, idąc po mój szkicownik. Gdy wzięłam go do dłoni, ruszyłam w stronę okna, otwierając je na oścież. Dzięki czemu do mojego trochę dusznego pokoju, wleciało świeże jesienne powietrze. Pod sprawką wiatru, który akurat mocniej zawiał, do pomieszczenia wleciało kilka różnokolorowych małych listków ukrytych wśród niemal znikającej zieleni koron drzew, które dawały niegdyś prawie każdemu dzieciakowi ( a nawet niektórym nastolatką i dorosłym) drobną zabawę.
Zamykając oczy pozwalałam, aby wiatr bawił się moimi związanymi w dwie kitki granatowymi włosami, ochładzając przy okazji moje wcześniejsze zdenerwowanie.
- Niedługo przyjdzie jesień - wymamrotałam cicho do siebie spoglądając mymi niebieskimi oczami na Paryski krajobraz.
A po niej przyjdzie zima, która ustąpi miejsca wiośnie, zaś ta zieleń, ustąpi miejsca latu. Po każdej porze roku przychodzi kolejna, znów ukazując się w pełni swej wspaniałości. Osobiście uwielbiam ( jak nie kocham) wszystkie pory, gdyż każda na swój własny sposób mnie inspiruje, do tworzenia nowych wspaniałych projektów, wychodzących spod ,,pióra" , które trzymam dłoniach w trakcje przelewania mych pomysłów na kartkę.

*********************************************************************************

Rozdział skończony! (nareszcie...)
Jeśli mam być z wami szczera, rozdział pierwotnie miał się pojawić w niedzielę, ale niestety jak każdy z was wie (dla tych co nie wiedzą o co chodzi, to powiem wam, że w ten dzień moje wszystkie hasła poznał haker, ale całe szczęście wrócił mi najważniejsze na pocztę) nie pojawił się z pewnych konkretnych powodów :)
Trochę się przy nim pomęczyłam, gdyż jestem przeziębiona i mam chyba małą gorączkę, dlatego wybaczcie jeśli będą jakieś błędy >//<
Shiro: Jak zawsze się o to marwtisz...czy ty myślisz, że ludzie są tylko tutaj aby wytykać ci błędy?
Nie myslę tak, ale warto jednak przeprosić :)
Shiro:...
Bez dłuższego przedłużania pozdrawiam i do zobaczenia (jeżeli się bardziej nie rozchoruje i nie będę w łóżku leżała, to do soboty!)
Shiro: Ja również was pozdrawiam ^^

wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział 4

- Co ty - zaczęłam szokowana - tu robisz...Kocie? - dokończyłam powoli.
Kiedy Chat spojrzał się na mnie wzięłam głęboki, wdech sięgając po mój szkicownik, który leżał na podłodze.
- Jak to, co tu robię? - powiedział tajemniczo, przybliżając się do mnie, a na jego twarzy gościł zawadiacki uśmiech. - A nie widzisz księżniczko? Stoję spoglądając twe piękne oczy - podszedł do mnie, przybliżając swą twarz do mojej, przez co mogłam poczuć jego gorący oddech, drażniący, o dziwo przyjemnie moją skórę. - I proszę nie mów mi, że się nie cieszysz, że cię odwiedziłem - odsunął się, składając ręce na piesi, przez co poczułam przez chwilę smutek?
- A czy kiedykolwiek się cieszyłam, że cię widzę? - powiedziałam z żartem, chociaż o dziwo nawet się cieszyłam, że mnie odwiedził... - Ja się cieszę, że mnie odwiedził...O nie! Co się znowu ze mną dzieję, co prawda lubię przebywać z nim jako Biedronka, ale nigdy bym nie pomyślała, że będę się cieszyła jako Marinette, goszcząc go swoim domu. Pamiętaj Marinette, myśl o Adrienie, myśl tylko o nim, o jego pięknych szmaragdowych oczach i blond włosach, które barwą przypominają kolor włosów Czarnego Kota...O kurcze! Nawet Adriena porównuje do niego, OMG! - na mojej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce.
- Jesteś niemiła, księżniczko - znów podszedł bliżej mnie. - Uważaj, bo się obrażę - lekko nadymił policzki, odwracając na chwilę wzrok.
I nagle z niewiadomego nam, powodu wybuchliśmy głośnym śmiechem. Gdy się uspokoiliśmy blondyn zerknął zaciekawiony na trzymany przeze mnie szkicownik.
- Jeśli chcesz zobaczyć, co tam jest, to masz - powiedziałam, wyciągając w jego stronę dłoń, w której trzymałam mój różowy szkicownik. Nie musiałam długo czekać, aby chłopak go pochwycił.
Gdy on tak stał przeglądając moje szkice, minęłam go siadając na łóżku, spoglądając z wyczekiwaniem na mojego, poprawka, na Biedronki partnera.
Zielonooki na chwilę odrywając wzrok od moich prac, ze zdziwieniem zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, kiedy nasze wzroki znów się napotkały, uśmiechnął się lekko. Następnie zamknął notes, zaznaczając palcem stronę na której skończył i ruszył w moją stronę. Gdy był blisko łóżka, zagrzał miejsce koło mnie, zagłębiając się w ,,lekturze".
Zerknęłam na moje pracę i zauważyłam, że chłopak jest dopiero na dwunastym z moich kilkudziesięciu projektów. Oj czeka mnie jeszcze długa chwila siedzenia z nim.

Jakiś czas później

Po pewnym czasie, spędzonym w ciszy i przede wszystkim w nudzie, Chat natrafił wreszcie na mój ostatni projekt, który był zainspirowany poniekąd nim. Gdy mu się tak przyglądał, jego kąciki ust podniosły się do góry, zaś na moich dotychczas bladych policzkach pojawiły się nikłe rumieńce.
- Przepiękne projekty - skomentował wszystkie moje dzieła, zamykając delikatnie szkicownik, który następnie podał mi, spoglądając w me oczy. Jak zawsze ta piękna kocia zieleń mnie zahipnotyzowała. Kiedy dotknęłam moją dłonią, jego chwytając za mój ,,zeszyt bazgrołów", w jego oczach momentalnie zauważyłam kilkadziesiąt, jak nie kilka set Iskierków szczęścia.
- Dzię...kuje - uśmiechnęłam się czule, wbijając wzrok na chwilę w prześcieradło. Kiedy bladoróżowy materiał, w małe białe kwiatki mi się znudził, zerknęłam nieśmiało na Chata, który spoglądał na mnie zaciekawieniem, z troską i...z jednym nieznanym mi uczuciem.
Gdy blondyn spostrzegł, że wpatruję się w niego, jego zieleń zabłyszczała jeszcze bardziej, zaś na polikach z niewiadomego mi powodu pojawiły się rumieńce, które barwą przypominały kolor piwonii. Szybko odwrócił wzrok, chwytając prawą dłonią za swój podbródek, spoglądając w przestrzeń pokoju, zaś ja wciąż go obserwowałam, kiedy moje serce, biło szybkim tempie.
Czemu przy nim moje serce bije tak szybko? W końcu on jest tylko wkurzającym dachowcem, ja kocham kogoś innego i czemu znów dzisiejszego dnia o tym myślę? Chyba mi na maksa odbija... teraz to już kompletnie nie rozumiem swoich uczuć - takie i podobne myśli, wciąż chodziły w mojej głowie nieustanie, odkąd Czarny Kot zainteresował się normalną, niezdarną mną.
Cicho wzdychając spojrzałam się na chwile przed siebie na ścianę, a następnie pokierowałam pomalutku wzrok na chłopaka siedzącego koło mnie. Akurat gdy spojrzałam się w jego oczy, on również na mnie zerknął, przez co nasze wzroki się napotkały.
Szybko jak poparzona odwróciłam wzrok, zresztą on również postąpił tak jak ja. Zdenerwowana ze jeszcze szybszym biciem serca, otworzyłam książkę, która zaczęła się tworzyć dzięki moim pomysłom. Los chciał, że akurat otworzyła się strona z moim ostatnim projektem.
- Ten tutaj - zaczęłam nieśmiało, wskazując na ową bluzkę. - Zamierzam dzisiaj wykonać - uśmiechnęłam się lekko, wiedząc, że blondyn spogląda szczęśliwy z wielkim banem na twarzy na mój projekt.
- Wiesz co? - zaczął, zaś ja pokręciłam przecząco głową. - Ten tutaj jest akurat najlepszy, z wszystkich twoich najlepszych projektów, moja piękna - objął mnie ramieniem.
- Na serio najlepszy, z najlepszych projektów, to co powiedział było trochę bez sensu, ale co mnie to dziwi, w końcu często mu się to zdarza...i zaraz - zerknęłam na moje ramię. - Czemu nie rzuciłam JESZCZE z siebie jego ciężkiej łapy? - następnie pokierowałam fiolet mych oczu na niego. Widząc jego szczęśliwą minę, moje kąciki ust, znów podniosły się do góry. - I drugie zaraz, czy on powiedział do mnie piękna? - poczułam jak zaczęły piec mnie poliki. - No pięknie, teraz przez jego słowa będę się rumienić jak głupia...- Dziękuje - podziękowałam za komplement, spuszczając wzrok i o dziwo, nie rzuciłam ze mnie jego ręki, co było dość dziwne z mojej strony...oke nie wnikam już mój własny tok myślenia i działania.
- Wybacz księżniczko, ale - osunął się ode mnie wstając z łóżka - muszę już iść - zaczął iść w stronę okna. Kiedy przed nim stanął posyłając mi szeroki uśmiech, poczułam pustkę i samotność.
- Poczekaj Kocie! - krzyknęłam, kiedy ten już szykował się do wyjścia, a następnie szybko wstałam, zrywając się z łóżka.
Kiedy zielonooki usłyszał mój głos, obrócił głowę, spoglądając na mnie pytającym wzrokiem. Robiąc kilka kroków do przodu znalazłam się przy nim, wyciągając w jego stronę mą dłoń. Blondyn ze zdziwieniem poruszył swoimi sztucznymi uszami i ogonem, jakby była to część jego ciała, spoglądając a to na moją rękę, a to na moją twarz. Przez co od razu robiło mi się cieplej, czując jego wzrok na sobie.
- Papa Kacie - dodałam po chwili, wyrywając go z tego...transu? Gdyż jak usłyszał mój głos, potrząsnął lekko głową, podchodząc do mnie zawadiackim uśmiechem, wystawiając swoją dłoń w stronę mojej z zamiarem jej uściśnięcia. Wielkie było me zdziwienie, kiedy chwycił mą rękę, splatając nasze palce. Zdziwiona spojrzałam na nasze dłonie i nagle poczułam szarpnięcie, przez co poleciałam do przodu, lądując na umięśnionej klatce piersiowej Chata. Kurcze jakie on ma mięśnie! Pomyślałam od razu, spoglądając w górę, napotykając piękną zieleń, która z każdą chwilą się do mnie zbliżała. Nawet nie zdążyłam zareagować, a raczej, nie zdążyłam przeanalizować obecnej sytuacji, a usta chłopka delikatnie musnęły moje. Kiedy przestał mnie całować, wyszeptał do mojego ucha ciche ,,do zobaczenia" jego seksownym głosem, a następnie odsunął się ode mnie, wyskakując przez okno, zostawiając mnie samą w moim pokoju.
Szokowana spoglądałam w okno, przez które wyszedł Czarny Kot, a w głowie miałam tylko jedno zdanie, a mianowicie ,,Co tu się właśnie stało?!!?". Przez moje ciało w jednym momencie przeleciała kaskada uczuć i to wszystko przez tego dachowca, który niegdyś mnie wkurzał, a teraz wnet mnie onieśmiela. Więc powtórzę jeszcze raz...Co się ze mną/ z nim dzieję!?
- Tikki - wydukałam po chwili stania w tym samym miejscu. Jak na zawołanie, pojawiła się koło mnie moja biedronko podobna przyjaciółka. - Powiedz mi jak ja się będę przy nim normalnie zachowywać, kiedy spotkam go jako Ladybug- westchnęłam zrezygnowana, chowając twarz w dłoniach.
- Nie wiem Marinette - do moich uszu, dodarł jej niemal piskliwy głos. - Nie wiem - powtórzyła , siadając mi na ramieniu.
- Ja też nie wiem - spoglądam w okno, potrząsając lekko głową. - Wiesz co! - rozpromieniłam się. - Czas się brać do roboty - zachichotałam, podwijając do góry niewidzialne rękawy. - Nie będę się jak na razie martwić Czarnym Kotem - ruszyłam w stronę dość dużej komody, w której chowałam przeróżne materiały.
- I oto chodzi Mariette, nie przejmuj się tym na razie! - zaśmiała się, latając wokół mojej głowy, z szerokim uśmiechem, który ja wnet od razu odwzajemniłam.

******
Jakiś czas wcześniej

Zaraz po tym jak Adrien, jako Czarny Kot udał się do fiołkowookiej, do pokoju blondyna wszedł dobrze zbudowany mężczyzna, który miał drobną sprawę do swojego syna.
Gabier Agreste, był wysokim mężczyzną z klasą, jego jasne blond włosy były idealnie ułożone, zaś niebieskie oczy ukrywały się za szkłem okularów. Ubrany jest białą odpiętą marynarkę, pod którą znajdowała się szara kamizelka i mleczna koszula, z której kołnierza wychodził biało-czerwony krawat schowany pod kamizelką. Za spodnie służyły mu czerwone rurki. Wszystkie jego części ubioru były zrobione przez niego, gdyż mężczyzna jest sławnym na cały Paryż, jak nie świat projektantem.
Zawsze jest on zapracowany, nie poświęca chodźmy najmniejszej uwagi swojemu synowi, przez co Adrien odnosi wrażenie, że jego tata go kocha. Nawet sam kiedyś przyznał, że gdy była jeszcze z nimi jego mama, był on całkiem innym człowiekiem, zaś po jej zniknięciu stał się tak srogi i poważny, że na jego twarzy od dawna nie zawitał żaden uśmiech.
- Adrien, jesteś tu? - odezwał się po chwili wodzenia wzrokiem po pokoju chłopaka. Jego oczy były surowe, a przez głos nie przenikały żadne uczucia.
Nie słysząc odzewu ze strony syna, zrezygnowany westchnął, marudząc coś z niezrozumiałego pod nosem, rozglądając się jeszcze raz po pokoju. Już chciał wychodzić z oazy swojego syna, ale jego wzrok przykuł mrugający się przycisk na jednostce komputera, informujący, że sprzęt nie został wyłączony.
Zrezygnowany mężczyzna ruszył w stronę komputera z zamiarem wyłączenia go, już miał nacisnąć przycisk, aż nagle zainteresowało go, co jego syn ostatnio oglądał i miał dziwne przeczucie podpowiadające mu, aby tam zajrzał, więc bez zastanowienia odblokował komputer, włączając monitor, a jego oczom od razu na pasku zadań, rzuciła się podwójna ikona, informująca o tym, że dwa zdjęcia są zminimalizowane. Starszy Agreste bez zastanowienia otworzył zdjęcia i to co ujrzał sprawiło, że na jego twarzy na początku pojawiło się zdziwienie, zaś po chwili owe uczucie zostało zasępione innym, a mianowicie szczęściem. Jego kąciki ust uniosły się do góry, tworząc szeroki podstępny uśmiech, zaś w oczach zawitały przeróżne iskierki radości.
- Więc to ta dziewczyna prawdopodobnie jest Biedronką - wyszeptał zadowolony, wyłączając plik i komputer. - Kto by pomyślał, że mój syn odkryje kim ona jest - złożył ręce na klatce piersiowej, przytakując z zamkniętymi oczami. Następnie wyszedł z pokoju udając się do swojego biura, idąc przez białe korytarze, które są przyozdobione jedynie przez jakieś obrazy. Kiedy wszedł do swojego ,,małego" gabinetu, jego oczom od razu rzucił się portret jego żony oraz biurko stojące przed nim.
Mężczyzna szybkim tempie usiadł za nim, opierając swoje łokcie o blat, chowając twarz w dłoniach.
- Ciekawe kim jest ta dziewczyna i jestem pewien, że gdzieś ją już widziałem - pomyślał, szukając niebieskowłosej w swoich myślach, ale niestety nie mógł sobie niczego przypomnieć, więc po krótkiej chwili, postanowił, że jak jego syn wróci do domu, spyta się go taktownie i bez podejrzeń, kim jest owa panienka, którą jest Ladybug bez maski.
*********************************************************************************
1814 słów - mniej niż poprzedni, ale trzeba się liczyć z tym, że wczoraj dodałam jeszcze One Shot ;)
Jeśli mam być szczera nie jestem zadowolona z tego rozdziału... Nie jest on (chyba) zły, ale przez tą pogodę jak zawsze mi wszystko nie pasuje XD
Pozdrawiam!
Shiro: Już kończysz? ;-;
Tak, bo w końcu nie chce się zbytnio rozpisywać :)
Shiro: Dobrze...więc pozdrawiam was!
Do zobaczenia w przyszłym tygodniu! :3

poniedziałek, 31 października 2016

Halloweenowa niespodzianka

One Shot dedykuje wszystkim moim czytelnikom!

Piękna niebieskowłosa dziewczyna o oczach koloru wiosennego nieba, spacerowała po malowniczych Paryskich alejkach.
Ubrana jest różowy długi płaszcz, oraz granatowe długie spodnie. Na nogach założone ma śliczne zimowe buty sięgające za kostkę. Kończą się one białym puszkiem, który mógłby mieszać się pierwszym zimowym śniegiem, gdyż był tak samo puszysty jak on. Jej uszy chroniły różowe nauszniki, które zrobiła sama pod koniec października.
Dziewczyna spojrzała się w niebo, które było zachmurzone. Wzięła głęboki wdech, tylko po to, aby za chwilę wypuścić powietrze z swoich ust. Przez ciepłą masę powietrza, która zderzyła się z zimną, powstała para.
- Brrr~ zimno - zatrzęsła się, łapiąc swoje delikatne, drobne ramiona. Po krótkiej chwili ruszyła dalej, ocierając i dmuchając swoje zmarznięte ręce, tylko po to, aby je choć trochę było jej cieplej w dłonie.
W myślach przeklinała się, że dzisiaj nie założyła rękawiczek i szalika, który by chronił ją przed tą mrozówą.
- Marinette! - krzyknęła jakaś brązowowłosa dziewczyna, o rudych końcówkach. Widząc ją niebieskowłosa, uśmiechnęła się szeroko machając zielonookiej.
- Alya! - krzyknęła, podbiegając do swojej przyjaciółki.
Dziewczyna ubrana była w długi czarny płaszcz, który o dziwo nie był zapięty, więc dokładniej można było zauważyć jej ubiór.
Niebieskie dżiny, w połowie były przykryte, przez biały puszysty prosty sweter, który sięgał, aż po samą szyję. Dzięki niemu brązowowłosej nie był potrzebny szalik. Na nogach miała założone długie proste brązowe kozaki na koturnie, które dodały jej kilka centymetrów wzrostu.
- Spóźniłaś się - powiedziała pokazując godzinę w swoim smartfonie.
- Wybacz - uśmiechnęła się głupio, złączając ręce jak do modlitwy. Do swoich przeprosin nachyliła się jeszcze, zamykając jedno oko.
- Nie ważne ile razy będziesz przepraszać, to i tak się spóźnisz - zaśmiała się, ruszając przed siebie. Gdy mijała Marinette, ta zamrugała zdziwiona, spoglądając za siebie na swoją przyjaciółkę. Widząc jak Alya się oddala, przygryzła lekko swoje różane wargi i ruszyła w jej kierunku.
- To gdzie idziemy? - spytała się zaciekawiona, kiedy dogoniła swoją brązowowłosą przyjaciółkę.
Marinette spoglądała na dziewczynę w oczekiwaniu na odpowiedź, była ciekawa gdzie idą.
- To niespodzianka - uśmiechnęła się podstępnie, a niebieskooka się zdziwiła.
Była zdziwiona tajemniczością swojej najlepszej przyjaciółki, chciała wiedzieć gdzie ją prowadzi. Jak wczoraj do niej zadzwoniła powiedziała tylko, aby jutro o godzinie jedenastej przyszła do parku, w którym zazwyczaj się spotykają. I tyle. Nic nie powiedziała o celu spotkania, o niczym innym niż tylko miejscem gdzie ma przyjść, tłumacząc, że o wszystkim dowie się jutro.
Marinette była trochę na nią wściekła, gdyż jej jutro przyszło dzisiaj, a ona nie chce jej nic powiedzieć mówiąc, że to tajemnica.
Dziewczyna westchnęła obserwując wszystko co mijała.
Prawie wszystkie sklepy były zamknięte z okazji święta Halloween. Za szybami znajdowały się przeróżne dekorację. W niektórych sklepach zawitały czarne koty i czarownice, w innych wycięte straszne twarze w dyniach, położone na pomarańczowym materiale, a jeszcze w innych cienie wampirów.
Niebieskowłosa uśmiechnęła się lekko widząc, śmiejące się dzieci przebrane za swoich bohaterów oraz baśniowe istoty. Co chwilę mijała jakiegoś wilkołaka, wampira, księżniczkę, a nawet Biedronkę i Czarnego Kota. Kiedy takie dzieci przebrane za nią i jej partnera mijały ją, dziewczynie od razu robiło się milej na serduszku, zapominając o wściekłości na swoją przyjaciółkę.
Zapatrzona na kolejne dzieci, nawet nie zauważyła, że z oczu znikła jej Alya. Rozkojarzona zaczęła obracać się wokół swojej osi, spoglądając uważnie w tłum, aby wypatrzeć brązowowłosą.
Kiedy nigdzie jej nie zauważyła stanęła jak wyryta.
- O nie...-wyszeptała zdołowana i szokowana. - Alya mnie zabiję, że ją zgubiłam - dodała, akurat wtedy gdy wiatr zawiał jej włosami.
Marinette po kilku minutach bezczynnego stania w miejscu, w końcu zdecydowała ruszyć przed siebie. Zaczęła biec rozglądając się w różne strony, bo cóż, może uda jej się zauważyć swoją przyjaciółkę.

Po jakimś czasie bezowocnych poszukiwań, zrezygnowana usiadła na ławce w parku. Wzdychając spojrzała się w niebo.
- Ale zimno - wyszeptała, trzęsąc się z zimna. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, jak te wszystkie dzieciaki wytrzymują tak ubrane. Przecież niektóre są ubrane tylko kostiumy zrobione z pojedynczego cieniutkiego materiału. Na samą myśl o tym zaczęło robić jej się zimniej.
- Apsik! - kichnęła głośno, zasłaniając usta. Kiedy przestała czuć dziwne mrowienie w nosie, przetarła go i poczuła, że jest już zimny.
Marudząc cicho pod nosem, otworzyła swoją torebkę, od razu się uśmiechnęła kiedy zobaczyła swoją małą czerwoną towarzyszkę, z trzema czarnymi kropkami na główce. Dwie odgrywały rolę ,,rumieńców", a jedna znajdowała się na samym czubku jej dużej główki, z której jeszcze odstawała para długich czułków.
Niebieskowłosa zaczęła się zastanawiać, czemu jej Kwami, dzięki, któremu mogła przemieniać się w Biedronkę, jeszcze nie zamieniło się w tej torebce w czerwony sopel lodu.
Tikki, bo tak nazywało się to stworzonko, widząc minę niebieskowłosej uśmiechnęła się ciepło, spoglądając w jej oczy. By chciała się odezwać, ale nie mogła, gdyż po ulicy przechadzało się zbyt wiele osób. W końcu jej istnienie miało pozostać całkowitą tajemnicą.
Dziewczyna znowu kichnęła.
- Chyba będę chora - pomyślała niezadowolona. Nagle poczuła coś ciepłego na swojej szyi, spojrzała się w dół i ujrzała dwa końce niebieskiego bawełnianego szalika. Był to ten sam szal, który wydziergała dla Adriena!
Zaskoczona spojrzała się pomalutku przez ramię. Jej błękitnym oczom, ukazał się uśmiechnięty blondyn o kolorze włosów niczym złoto i oczach zielonym jak szmaragd.
Widząc go dziewczyna zarumieniła się lekko, ale chłopak  pomyślał, że pojawiły się one od zimna.
- Przeziębisz się - usiadł koło niej na ławce. Niebieskowłosa, ani przez chwilę nie spuszczała z niego wzroku, zaś chłopak skierował swój wzrok przed siebie, spoglądając ze smutkiem na dzieci przebywające ze swoimi rodzicami.
Marinette była szczęśliwa, że spotkała tutaj zielonookiego. Gdyby mogła, by się na niego rzuciła, przytulając go w szczelnym uścisku, ale niestety nie mogła tego zrobić, bo w końcu nie jest on jej chłopakiem, a tylko przyjacielem.
Ona go kochała z głębi serca, ale bała się mu to powiedzieć. To nie tak, że nie próbowała, ale za każdym razem gdy chciała mu to jakoś przekazać, nie udawało się to jej i wszystko szło nie po jej myśli.
W walentynki nawet wysłała mu walentynkę z wypisanymi przez nią uczuciami, ale niestety przez pewien zbieg okoliczności zapomniała się na niej podpisać. Później jak chciała powiedzieć mu ,,kocham się" zamiast tego wyjąkała, że lubi jego włosy, oczy i że jest super kilkanaście razy. A najistotniejszym powodem było, to, że najbardziej martwiła się, że ją odrzuci, przez co być może, z bólem serca będzie musiała go ignorować.
- Dziękuje za szalik - wyszeptała, wiążąc dokładnie niebieski materiał wokół szyi.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się ciepło.
Serce dziewczyny zaczęło szybciej bić, a na jej polikach pojawiły się ogromne rumieńce. Szczęśliwa schowała twarz w szaliku, uśmiechając się od ucha do ucha, wlepiając swój wzrok w ziemię. Była tak szczęśliwa, że chłopak usiadł koło niej, że aż zapomniała o zimnie.
- Marinette - dziewczyna usłyszała swoje imię, wypowiedziane przez słynnego modela. Zaskoczona zerknęła na niego i o mało co nie dostała zawału, gdyż jego twarz była niebezpiecznie blisko jej.
Blondyn położy swą prawą dłoń na jej czole, zaś druga wylądowała na jego.
- Masz gorączkę?
- N-Ni-Nie - wyjąkała, czując, że serce zaraz jej eksploduje.
- Rzeczywiście - chłopak zabrał swoją dłoń, przez co dziewczyna zasmuciła się lekko.
- C-Co t-ttutaj ro-o-biłeś? - spytała się go, spoglądając w jego piękne oczy, które przypominały jej o wiośnie.
- Miałem się spotkać z Nino - oparł się o ławkę, kładąc ręce na tył głowy - ale jak tylko się odwróciłem on gdzieś mi znikł -na jego twarzy pojawił się grymas. - A ty co tu robisz? Jak dobrze kojarzę mieszkasz w innej części miasta.
Niebieskowłosa po usłyszeniu jego słów, złapała się za brodę myśląc o czym namiętnie.
- Czy zniknięcie Alyi i Nina miało coś wspólnego. Czy oni to zaplanowali, abyśmy się spotkali? - myślała, ale szybko potrząsnęła przecząco głową, bo niby jak mogliby odgadnąć dokąd pójdziemy po ich zniknięciu i jak się później odnajdziemy.
- Wiesz - zaczęła spoglądając w jego oczy, a on w jej - umówiłam się z Alyą, ale ją zgubiłam...
- Czyli miałaś podobną historię do mnie - zaśmiał się.
Dziewczyna spojrzała się na niego zaskoczona, przechylając głowę lekko w bok. Nagle na noc dziewczyny spadł pojedynczy puszysty płatek śniegu.
- Śnieg - wyszeptała spoglądając szokowana w niebo. Chłopak jak ona również spojrzał się w górę zaciekawiony. Jego zielone oczy zauważyły, że na ziemie zaczęło spadać więcej przeróżnych i pięknych płatków. Na ten widok zachwycił się jak małe dziecko, wyciągnął dłonie, aby złapać kilka śnieżynek i kiedy one spadły mu na dłonie z szerokim uśmiechem spojrzał się na swoją przyjaciółkę. Kiedy ją zauważył zdziwił się gdyż dziewczyna ze smutnym wzrokiem wpatrywała się w przestrzeń.
- Marinette co jest? - jego głos wybudził dziewczynę z tego dziwnego transu. Wzięła ona głęboki wdech, podnosząc lekko kąciki swoich ust do góry. Próbowała ukryć swój smutek przed Adrienem, ale nie udało się jej to, gdyż chłopak widział, że coś jest nie tak po jej wzroku. - Jeśli nie chcesz nie mów - dodał, spuszczając wzrok ze smutkiem.
- Po prostu - zerknął na nią - powróciły do mnie złe wspomnienia - przygryzła dolną wargę, odwracając od niego wzrok. Koło nich przebiegły dzieci, a dokładniej parka, chłopiec i dziewczynka. Ona przebrana za Biedronkę, on za Czarnego Kota.
Widząc ich pół Chinka poczuła we swoim sercu ciepło, wymieszane smutkiem.
- Wybacz - wyszeptał chłopak.
Marinette spojrzała się na niego zdziwiona. Nie wiedziała za co chłopak ją przeprasza, bo w końcu nic takiego nie powiedział. Prawdę powiedziawszy, to ona powinna go przepraszać, że przez jej zachowanie, zepsuła mu prawdopodobnie dzień.
- Nie musisz przepraszać - spojrzał się w jej niebieskie oczy. - To ja powinnam cię przeprosić, że zepsułam ci humor...-zielonooki ku zaskoczeniu dziewczyny, położył swoją dłoń na jej, a następnie uścisnął ją.
- Skończmy z tymi przeprosinami - stanął na równe nogi. - Skoro zaczęło padać, to może pójdziemy do jakieś restauracji, bądź kina? - uśmiechnął się szczęśliwy. Dziewczyna spoglądała na niego zaskoczona, ale widząc jego szczery, ciepły uśmiech, na jej polikach (znów) pojawiły się ogromne rumieńce.
Blondyn pomógł jej wstać, a ona od razu zapomniała o całym smutku.
Zaczęli iść przed siebie. On koło niej, ona koło niego.
Serce Marinette biło bardzo szybko, gdyż chłopak cały czas trzymał jej drobną dłoń. Mijali idąc tak wielu ludzi, niektóre dziewczyny widząc tą dwójkę, szeptały coś do siebie niezadowolone, inne zaś cykały fotki Adrienowi, co trochę peszyło Dupain-Cheng.
Wiedziała, że chłopak jest synem słynnego projektanta mody Gabriela Agresta oraz jego modelem. Nie kochała go za to. Pokochała go, gdyż poznała jego przyjazne intencje oraz, że podarował jej parasolkę, gdy próbował się wytłumaczyć z źle zrozumiałej przez nią sytuacji. Nie mogła zrozumieć jak te dziewczyny mogły się w nim zakochać nawet nie znając go. Widziały w nim tylko tą nalepioną fałszywą naklejkę jaką jest sława.
W końcu zatrzymali się pod trzygwiazdkową restauracją. Zdziwiona Marinette spojrzała się przez szybę budynku i od razu w pomieszczeniu zauważyła same pary, wesoło gadające ze sobą i jedzące pysznie wyglądające dania.
Z kącików ust dziewczyny poleciało troszeczkę śliny, widząc te pyszności. Adrien zerkając na zadowoloną przyjaciółkę,  zachichotał cicho, myśląc, że niebieskowłosa wygląda tak słodko.
- No to wchodzimy? - dziewczyna spojrzała się na niego pytająco. Kiedy przeanalizowała wszystkie słowa chłopaka, zarumieniła się lekko, przytakując.
Szmaragdowooki otworzył drzwi, odsunął się lekko na bok, wskazując jednym ruchem ręki, aby dziewczyna weszła pierwsza. Nieśmiało przytaknęła, wchodząc do pomieszczenia. Przekraczając próg poczuła ciepło, które wręcz ją ucieszyło. Była szczęśliwa, że wreszcie skończyła w ,,milusim" i cieplusim pomieszczeniu.
Adrien ją minął idąc do recepcjonistki, która przywitała go szerokim, wyćwiczonym sztucznym uśmiechem. Zaczął z nią rozmawiać, zaś jego towarzyszka rozejrzała się po korytarzu zaciekawiona.
Wnętrze było dość przyjazne dla oka, karmelowe ściany idealnie współgrały z żółtymi delikatnymi ozdobami. Przy drzwiach stały dwie duże kolumny w stylu barokowym, na samym ich szczycie położone były dwie duże donice, z których ,,wyciekały" zielone długie pędy, przykrywając dużą część kolumn. Po krótkim zastanawianiu się oraz po analizowaniu całego korytarza, dziewczyna stwierdziła, że restauracja będzie raczej urządzona stylem barokowym.
Nagle na Marinette ktoś wpadł, o mało co się nie wywróciła, ale w ostatniej chwili udało się jej zachować równowagę. Z lekkim poirytowaniem spojrzała się na sprawcę, który nawet nie powiedział cichego ,,przepraszam". Okazał się być to dość wysoki brunet o piwnym kolorze oczu. Ubrany był długi szary płaszcz i czarne dżinsy, a na jego nadgarstku widniał wspaniały złoty zegarek, ze srebrną tarczą.
Chłopak widząc recepcjonistkę uśmiechnął się do niej przepraszająco, wchodząc do zaplecza dla pracowników. Kobieta widząc go zakręciła oczami podczas rozmowy z Adrienem.
- Zaraz zaprowadzę was do stolika - jej głos był przyjemny i czysty. Dopiero teraz Marinette się jej przyjrzała. Miała długie rozpuszczone blond włosy oraz niebieskie oczy. Rysy twarzy miała delikatne i piękne. Niebieskowłosa nie rozumiała, czemu ona tu pracuje, w końcu na pewno by znalazła pracę w świecie modelingu.

Jakiś czas później

Przyjaciele zjedli pyszny ciepły posiłek, idealny na zimnie dni.
Chłopak spoglądał na dziewczynę , opierając ręce o stół. Cieszył się, że jego najlepsza przyjaciółka, wreszcie normalnie z nim rozmawia. Tyle miał do niej pytań, a nie mógł się wysłowić, wolał się w nią wpatrywać, pozwalając dziewczynie spoglądać na rozmaite menu.
- Marinette - powiedział w końcu jej imię. Dziewczyna spojrzała się na niego zaciekawiona. - Byś mogła mi powiedzieć czemu wtedy byłaś smutna? - w jej oczach zauważył smutek, a na twarzy zamiast dotychczasowego szczęścia, zawitało nieszczęście.
Adrien wiedział, że tym pytaniem może zranić dziewczynę, ale był ciekawy co ją tak smuci. Widząc jej reakcję, serce zaczęło mu się kroić, a nawet płakać, że doprowadził ją do takiego stanu.
- Wiesz - zaczęła, kiedy chłopak chciał otworzyć usta, aby powiedzieć, aby nic nie mówiła - przypomniał mi się mój kuzyn, starszy od nas o dwa lata...Wiesz jak byłam mała często się z nim bawiłam, przychodził do mnie w każdej wolnej chwili - spojrzała się w zielone oczy, aby zobaczyć, czy chłopak ją słucha. Kiedy zobaczyła tą stanowczość w szmaragdzie, kontynuowała. - Aż w końcu podczas pewnego grudniowego dnia, gdy pierwszy śnieg spadł, a ja miałam osiem lat, on zginął - jej oczy przysłoniła grzywka. - Zginął ratując mnie spod kół samochodu...-po bladych policzkach pociekł łzy.
Szokowany chłopak, wstał ze swojego miejsca. Całe jego ciało drżało, był na siebie zły, że doprowadził ją do łez. Wolnym krokiem podszedł do dziewczyny i objął jej drobne ciało w szczelnym uścisku.
- Przepraszam, że ci o tym przypomniałem - wyszeptał.
- To przeszłość...nie musisz mnie za to przepraszać - wydukała powstrzymując słone łzy. Następnie wtuliła się w jego umięśniony tors.
Kiedy zjedli deser, udali się na romantyczny spacer. Przyjaciele (aut. tak, dobre żarty XD), trzymali się za dłonie, co chwilę spoglądając na siebie. Kiedy jeden złapał, wzrok drugiego, natychmiastowo odwracali go, cali rumieniąc się. Przechodzące koło nich dzieci, śmiały się, mówiąc ,,ale słodcy", ,,pocałuj ją!" , ,,i to są dorośli? Oni nawet nie umieją wyrazić swoich uczuć", każde kolejne ich słowo, wbijały gwóźdź do serca nastolatków.
Adrien nie wiedział, czemu tak się zachowuje, czemu jego serce szybciej biję przy innej dziewczynie, niż Ladybug. Cóż poznał lepiej fiołkowooką, prawię się nie jąkała, więc mógł do niej poczuć coś więcej po szczerej rozmowie? Nie wiedział, zaś jego głowa była pełna myśli. Nawet w jednym momencie, pomyślał, że Marinette może być Biedronką.  Po krótkiej chwili od tego pomysłu,  zaczął wymyślać podobieństwa, ale nie mógł wymyślić nic innego iż obie mają ten sam kolor włosów i oczu. I wtedy zdał sobie z czegoś sprawę. Może znał dziewczynę od roku i nazywał ją swoją pierwszą przyjaciółką, ale nic szczególnego o niej nie wiedział, aż do dzisiaj. Można by było powiedzieć, że chłopak wręcz się ucieszył, że niebieskowłosa mu się zwierzyła, ale był wściekły i smutny. Smutny gdyż przeszłość była bolesna, wściekłość, gdyż TO ON doprowadził ją do łez.
Serce Marinette biło bardzo szybko. Dziewczyna dziwiła się, że jeszcze nie zemdlała. Była szczęśliwa, że Alya ją wystawiła (a raczej, że ona jednak się zapatrzyła i straciła ją z oczu), bo gdyby tego nie zrobiła, to nie spędziła z nim tyle czasu.
Zarumieniona spojrzała się na ich złączone dłonie.
-Ale jestem szczęśliwa - pomyślała chowając nos w jego szalu, uśmiechając się ciepło, co nie uszło uwadze Adriena. Widząc szczęśliwą dziewczynę, jego kąciki ust uniosły się do góry.
- Marinette - odezwał się, a dziewczyna spojrzała się na niego. Jej oczy błyszczały, widząc to blondyn zapomniał co miał powiedzieć, po prostu zabrakło mu języka w buzi. - J-Ja - zaczął nerwowo wodzić wzrokiem po okolicy, szukając jakieś (kiepskiej) wymówki i nagle koło nich przebiegli ludzie. Panicznie krzyczeli, uciekając przed siebie. Koło dwójki nastolatków pojawił się wampir, ale nie taki typu Edward ze Zmierzchu, tylko taki jak Drakula.
Ubrany był czarny długi płaszcz, z kołnierzem zakrywającym mu polowe twarzy. Skórę miał bladą, a oczy czerwone. Kiedy się uśmiechał było można zauważyć długie kły, które wydawały się strasznie nie dla jednej osoby.
- Gdzie jesteś Biedronko?! Gdzie jesteś Czarny Kocie?! Oddajcie mi swoje mieaculum!- krzyknął wymachując swoją dłonią, a z jego rękawa wyleciało stado czarnych nietoperzy, goniących ludzi.
- Uciekamy - Adrien zaczął biec trzymając Marinette za dłoń. Chciał zabrać swoją drogą przyjaciółkę daleko od niebezpieczeństwa, gdyż nie chciał, aby coś się jej stało.
Dziewczyna biegnąc za chłopakiem, odwróciła się na chwilę za siebie, zauważając fioletowy zegarek, na nadgarstku osoby pod wpływem akumy.  - Będzie dobrze! Ochronię cię - krzyknął. Niebiskowłosa spojrzała się na chłopaka zaskoczona, ale po chwili na jej twarzy pojawił się mały rumieniec.
- O nie Adrien, to ja cię uratuje - pomyślała, czując szczęście, że właśnie tego chłopaka wybrało jej serce.
Blondyn zaprowadził dziewczynę w bezpieczne miejsce, po czym uciekł w ciemny zaułek, a za jego kurtki wyleciało czarne stworzenie, wyglądem przypominającego kota.
- Masz dla mnie camembert? - spytał się, przechylając dużą głowę w bok. Chłopak słysząc słowa swojego Kwami przewrócił oczami, załamany. Po czym uśmiechnął się podstępnie krzycząc ,,Plagg wysuwaj pazury!". Biały pierścień chłopaka, przeobraził się w czarny, z zielonymi poduszkami kota.
- Nieeeeeee - krzyknął ,,kotek" wciągany przez ,,biżuterię". Po chwili na ciele chłopka pojawił się czarny lateksowy strój. Na twarzy szmaragdookiego zawadniała czarna maska. Jego włosy wydłużyły się zasłaniając prawdziwe uszy, a prawdziwe ustąpiły miejsca kocim uszom na głowie zrobione z tego samego materiału co strój, zaś za ,,ogon" blondynowi służył długi pasek. Na klatce piersiowej znajdował się duży złoty dzwonek.
- Okey - powiedział szczęśliwy po przemianie, z zawadiackim uśmiechem spoglądając na swoje dłonie.
Zaczął biec i po chwili zjawił się w samym centrum ataków nietoperzy. Kiedy wampir zauważył Czarnego Kota, uśmiechnął się złowieszczo.
- Czarny Kocie, oddaj mi swoje miraculum - zaśmiał się, wypuszczając w jego stronę stado nietoperzy. Wystraszony otworzył szerzej oczy.
- Wybacz, ale idę poszukać mojej pani, więc...nara - krzyknął z wielkim wymuszonym banem na twarzy, biorąc nogi za pas, a nocne stworzonka ruszyły za nim. - Gdzie jesteś My lady?! - krzyknął w myślach, nerwowo szukając wzrokiem Biedronki, która była jego partnerką w ratowaniu Paryża i nagle koło niego jak na zawołanie pojawiła się dziewczyna w czerwonym lateksowym stroju w czarne kropki.
- Co jest Kocie? - po usłyszeniu jej głosu, uśmiechnął się szczęśliwie ukazując białe ząbki, ale po chwili spoważniał, wskazując ruchem głowy jego partnerce, aby spojrzała się za siebie.
Zdziwiona dziewczyna, zerknęła przez ramię i zauważyło stado nietoperzy goniących ich. Na chwilę otworzyła szerzej oczy i zerknęła na partnera.
- Próbowałeś je zlikwidować swoim kici-kijem? - na jej pytanie, bohater pokręcił tylko przecząco głową.
Dziewczyna się zatrzymała, chwytając za swe yo-yo, następnie sprawiła je w ruch, mając nadzieję, że dzięki temu te małe stworki znikną. Na całe szczęście po kontakcie z bronią nietoperze zamieniły się w dym.
Koło niej zjawił się Czarny Kot, patrzący się maślanymi oczami na Biedronkę, która widząc jego zachowanie, obróciła oczami.
- Idziemy - rzuciła, biegnąc przed siebie, zostawiając blondyna z tyłu. Nie musiała długo na niego czekać, gdyż od razu dogonił ją i zaczęli biec w ramię, ramię.
Dostrzegając z daleka sylwetkę wampira bohaterka zatrzymała się, łapiąc Chata za ramię, który czując dotyk swojej ukochany uśmiechnął się jak głupi, zaś jego serca zabiło jak szalone.
- Co robimy Księżniczko - wyszeptał jej do ucha, przez co zadrżała. Czarny Kot zdziwił się, jak dziewczyna zareagowała, ale po chwili poczuł ogromne szczęście, gdyż może Biedronka wreszcie zaczyna coś do niego czuć.
- Posłuchaj mnie Kocie - zaczęła. - Weźmiemy go zaskoczenia, ty - położyła palec na jego klatce piersiowej - spróbujesz odwrócić jego uwagę, zaś ja - w jej oczach pojawił się błysk - próbuje odgadnąć gdzie jest akuma i zaatakuje go zaskoczenia - podniosła zaciśniętą pięść na wysokość klatki piersiowej. Spojrzała się na Chata, który głupio się uśmiechał, dziewczyna widząc go, wiedziała, że Koteczek zaraz coś palnie.
- Jak chcesz to mnie możesz zaatakować - uniósł brwi do góry - z zaskoczenia - przybliżył swoją twarz do fiołkowookiej, która od razy odepchnęła go od siebie, kładąc dłoń na jego twarz.
- Proszę - wyszeptała załamana - nie teraz - zrobiła załamkę.
- Do zobaczenia My Lady - dygnął lekko. Spojrzał się w oczy swej miłości i jego kąciki ust podniosły się lekko do góry i ruszył w stronę wampira.
- Co ja z nim mam - wyszeptała, następnie westchnęła ruszając przed siebie. Skoczyła na drzewo obserwując przeciwnika, z którym walczył Kot. Kiedy blondyn zamachnął się swoim kijem, przeciwnik uniósł rękę, przez co na jego nadgarstku Marinette, jako obrończyni Paryża, mogła zauważyć zegarek. Od razu pomyślała, że tam może się ukrywać akuma.
Nagle przeciwnik wyrwał Czarnemu Kotowi jego broń z dłoni, a on sam wylądował na ziemi. Zdenerwowany przygryzł lekko dolną wargę, błagając w myślach, aby Biedronka już przyszła i całe szczęście. Jego modły zostały wysłuchane (znowu), gdyż niebieskowłosa pojawiła się tuż przed nim, obracając szybkim tempie swoim yo-yo.
- Nic ci nie jest? - spytała z troską, podając mu wolną dłoń, którą chłopak chwycił bez wahania, wstając na równe nogi.
- Nic mi nie jest, ale - przerwał, spuszczając wzrok co z lekka zaniepokoiło dziewczynę i w jej oczach pojawił się strach - moje serce tak przyśpieszyło kiedy cię zobaczyłem, przez co chyba zawału dostałem - uśmiechnął się ukazując swoje białe ząbki.
Biedronka spoglądała na niego z myślącą miną, analizując każde słowo jej partnera, bo w końcu była jakaś mała szansa, że źle usłyszała, ale kiedy zdała sobie sprawę, że jednak się nie przesłyszała, otworzyła szerzej oczy, zatrzymując swoje yo-yo. Chat spojrzał się na nią pytającym wzrokiem nie wiedząc kompletnie co myśleć, był szokowany zachowaniem dziewczyny, ale kiedy ta strzeliła sobie mocnego facepalma, blondyn przechylił głowę w bok, zastanawiając się, czy nie palną czegoś głupiego, ale nagle jego oczy momentalnie zrobiły się tak duże jak spodki i zaczął wzrokiem szukać swojego kija, kiedy go znalazł chwycił go ekstremalnym tempie i skoczył, dzięki czemu znalazł się tuż przed załamaną dziewczyną. Zielonooki wydłużył kici-kij i zaczął nim kręcić, ostatniej chwili pokonując nietoperze, które leciały na Biedronkę.
- Dziękuje - powiedziała uśmiechając się, kiedy wróciła do swojego świata.
- Nie ma sprawy My Lady - jego kąciki ust podniosły się do góry. Następnie dwójka spoważniała ruszając na wroga, a granatowowłosa tłumaczyła chłopakowi gdzie znajduje się akuma.
Walka była długa i zacięta, nie jeden raz o mało co nie dotknął ich nietoperz, który sprawia, że po kontakcie fizycznym z nim widzi się swoje najgorsze wspomnienia, bądź nocne koszmary.
Biedronka zamachnęła się swoim yo-yem, owijając nogi ,,Drakuli", który po zaciśnięciu sznurka, wywalił się na ziemie.
Chat Noir szybko podbiegł do mężczyzny, kiedy przy nim się znalazł kucną, łapiąc go za ramię, podnosząc je do góry, przez co rękaw czarnego płaszcza opadł. Od razu jego zielonym oczom ukazał się przedmiot gdzie znajdowała się akuma, zerwał go z ręki, zamachnął się, rzucając zegarkiem, który po chwili wylądował w dłoniach bohaterki.
- Biędrosiu, to prezent ode mnie - zażartował.
- Nie trzeba było Kocie - zachichotała upuszczając zegarek. Kiedy upadł, zasłoniła usta dłonią, robiąc szokowaną minę, następnie nadepnęła na niego, przez co pękł. Od razu wyleciał z niego fioletowy mały motyl, który na pierwszy rzut oka wyglądał tak bezbronnie, tak przyjaźnie, tak pięknie i właśnie w tym przypadku sprawdza się powiedzenie o nie ocenianiu książki po okładce, bo w końcu przez takie małe coś, Biedronka, Czarny Kot oraz mieszkańcy Paryża mieli nieźle przekichane.
- Czas wypędzić złe moce! - krzyknęła fiołkowooka, zamachując się swoim yo-yo, łapiąc w nie akumę. Kiedy broń wróciła do jej dłoni, ułożyła ją i palcami drugiej dłoni ,,przecinała"okrągły czerwony przedmiot, gdy się otworzył z wnętrza wyleciał normalny biały motylek. Kiedy znikł im z oczu, szamaragdowooki uśmiechnął się do dziewczyny, która po chwili odwzajemniła jego gest.
- Zaliczone! -krzyknęli przybijając sobie żółwika, a śnieg, który na chwilę przestał padać, znów tańczył wraz z lekkim wiatrem spadając na ziemię.
Dziewczyna spojrzała się w niebo, a z jej ust wyleciała para. Słońce chyliło się ku zachodowi, przez co na dworze robiło się coraz zimniej. O dziwo Ladybug i Chat Noir'owi nie było zimno, wręcz przeciwnie byli rozgrzani po dość długiej walce.
- Alex!! - do ich uszu doszedł głos dziewczyny, którą jako Marinette i Adrien poznali w restauracji za ladą. Blondynka podbiegła do bruneta, uklęknęła przy nim, przytulając go mocno.
- Ang...ela - wyszeptał szokowany, odwzajemniając jej uścisk.
- Przepraszam, że skłamałam przy mojej przyjaciółce - spojrzała mu w oczy, jej błękit odbijał się od piwnego koloru. - Ale ja kocham cię! - wykrzyczała.
- Ja też cię kocham - wyszeptał i pocałował ją namiętnie. Widząc tą scenę dwójka bohaterów, odwróciła zażenowana wzrok i oddalili się taktownie od pary gołąbków.
Ona rzuciła yo-yo, on wydłużył swój kici-kij, dzięki czemu po chwili znaleźli się na szczycie budynku. Biedronka wzdychając usiadła, chowając swoją głowę w kolana. Widząc ją Chat usiadł koło niej, niepewnie obejmując ją ramieniem.
- Co się stało? - dziewczyna zerknęła na niego, a jego serce momentalnie pękło po raz kolejny dzisiejszego dnia, gdyż widział w oczach dziewczyny świetliki smutku oraz ból.
- Nic się nie stało - jej kąciku ust podniosły się do góry tworząc pełen bólu uśmiech.
- Mi możesz powiedzieć Biędrosiu - mocniej ją przytulił.
- Ale nie chce ci psuć humoru - wyszeptała.
- Powiedz, na pewno mi go nie zepsujesz - ucałował ją polik, przez co ku jemu zdziwieniu na jej polikach pojawiły się rumieńce.
- Wiesz Kocie...znów przypomniał mi się mój zmarły kuzyn - jego ciałem zawładnęło dziwne deja vu - który zginął ratując mnie, kiedy miałam osiem lat - chłopak zamarł, z niedowierzaniem spoglądając na niebieskowłosą. Wyzywając siebie w myśleć jakim był głupkiem i idiotą, że nie zauważył, że Biedronka i Marinette to jedna i ta sama osoba.
Dziewczyna zerknęła na niego, aby zobaczyć jego reakcję, ale kiedy zauważyła oczy wielkie jak spodki i szeroko otwartą buzie, cały smutek momentalnie znikł i został zastąpiony zdziwieniem.
- Co jest Cha...
- Marinette - wypaplał jej imię, przerywając jej wypowiedź. Dziewczyna spojrzała się na niego pytająco, ale kiedy dodarło do niej co blondyn powiedział, szokowana stanęła na równe nogi, zasłaniając dłońmi usta.
- N-No co ty Kocie - powiedziała panicznie. - Nie jestem Marinette - spojrzał się w jej oczy, ale ona nerwowo szukała czegoś swoim wzrokiem.
- Przecież wiem, że to ty - również wstał na równe nogi.
- Skąd to wiesz - wydukała zaskoczona, kiedy jej serce biło ze strachu i zaskoczenia.
- Ponieważ moja przyjaciółka, czyli ty powiedziała mi dzisiaj o swoim kuzynie - uśmiechnął się ciepło, spoglądając w fiołkowe oczy, których widok motywował go na każdej misji.
- A...drien? - wyszeptała szokowana, a on przytaknął głową. Nagle na twarzy dziewczyny pojawiły się ogromne rumieńce, co zdziwiło chłopaka.
- Ja cię pocałowałam! - krzyknęła wskazując na niego. Zielonooki słysząc jej słowa zdziwił się niemiłosiernie.
- Kiedy? - przechylił głowę w bok, gdyż za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć o tej jakże cudownej chwili.
- Kiedy byłeś pod wpływem uroku Mrocznego Amora - odpowiedziała, a chłopak słysząc słowa dziewczyny, złapał się za podbródek, ukazując swoje białe ząbki, unosząc i opuszczając zabawnie brwi, zaś Marinette przewróciła załamana oczami, na chwilę zapominając o tym kto okazał się jej partnerem.
- Wiesz co? - zerknęła na niego. I pierwsze co zauważyła to zbliżające się zielone oczy. - Skoro ja nie pamiętam naszego pierwszego pocałunku, to co ty na to, aby przeżyć go ponownie? - zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, chłopak wbił się jej w usta. Zszokowano nie wiedziała na początku jak zareagować, ale gdy poczuła jego język drażniący jej wargę, uchyliła lekko zaróżowione usta, dając jego językowi dostęp do ust. Ich języki znalazły wspólny rytm namiętności. Niebieskowłosa zarzuciła ręce na szyję chłopaka, zaś blondyn oplótł swoje, wokół drobnej tali dziewczyny. Tkwili w pocałunku dobre kilka minut, aż nagle usłyszeli pikanie swoich miaculum. I po chwili na miejscu Ladybug pojawiła się Marinette, zaś na miejscu Chat Noir'a Adrien. Kwami widząc nadal całujących się ,,przyjaciół" przybili sobie piątkę, posyłając szerokie uśmiechy.
Kiedy dwójka się od siebie oderwała, ciężko dysząc, Adrien mocno przytulił swą Księżniczkę ze snów.
- Wybacz, że wcześniej tego nie zauważyłem - wyszeptał jej do ucha.
- Wybacz, że wcześniej tego nie zauważyłam - spojrzała się w jego piękne zielone oczy, w których iskierki szczęścia migały się tak samo jasno jak gwiazdy.
- Marinette/ Adrien - powiedzieli wspólnie. - Kocham cię - dopowiedzieli złączając swoje usta w namiętny pocałunek, zaczynając swoją wspólną historię, pełną szczęścia i bólu, a przede wszystkim pełną miłości, gdyż ich serca na zawsze będą biły wspólnym w rytmie, aż do końca świata i ich życia.

*********************************************************************************
4816 - LICZBA SŁÓW ONE SHOTA :)

Przepraszam was, jeśli będą jakieś błędy oraz powtórzenia, gdyż przy takiej długości, łatwiej jest mi coś przeoczyć, dlatego proszę, abyście nie zwracali na nie większej uwagi :)

Bez dłuższego przedłużania pozdrawiam was!
Widzimy się w rozdziale czwartym, który dodam (prawdopodobnie) dzisiaj późnym wieczorem :D

niedziela, 23 października 2016

Rozdział 3

******
Adrien

Co ja do jasnej anielki zrobiłem!? Pocałowałem Mari w polik. Kit, że zrobiłem to jako Chat Noir, ale jednak pocałowałem ją, pomimo tego, że w moim sercu jest już Biedronka! Ale kiedy zobaczyłem ją, gdy weszła do pokoju moje serce od razu szybciej zabiło. Nie mogłem się wtedy powstrzymać, aby podejść do niej i bez namysłu musnąć jest delikatny polik swoimi ustami, o dziwo nie poczułem, że zdradziłem tym moją Lady, wręcz przeciwnie poczułem szczęście i miłość...zaś na moją twarz, jak wyszedłem wkradł się uśmiech szczęścia...a może jednak Marinette jest dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką? Może w moim sercu jest również miejsce dla niej, jak i dla Biedronki...Kurcze! Ja już nie wiem co mam myśleć! - walczyłem ze swoimi myślami chodząc po pokoju, w tą i z powrotem, zaś mój drogi przyjaciel siedząc na łóżku wcinał camembert z rozbawieniem spoglądając na mnie, jakby tuż przed jego pyszczkiem odgrywała się jakaś sztuka teatralna, w której byłem głównym aktorem.
- Plagg, nie masz co robić? - spojrzałem się na niego załamany, a w moim głosie można było wyczuć nutkę podrażnienia.
- Mam co robić, nie widzisz - podleciał tuż przed moją twarz, trzymając w łapkach kawałek tego śmierdzącego sera, następnie go podrzucił i zjadł. Kurcze jak takie mało stworzonko może pochłonąć za jednym gryzem taki kawał. Nieważne ile razy to widzę, to nadal mnie to dziwi i załamuje, bo w końcu kiedyś zbankrutuje przez przysmak mojego Kwamii. - Chyba jesteś ślepy, skoro nie widzisz, że jem mój ukochany serek~ - przeciągnął melodyjnie ostatnie słowo, robiąc obrót w powietrzu, a ja zrobiłem poirytowaną minę, przewróciłem jeszcze oczami. Następnie ruszyłem w stronę swojego komputera. - Ale nie rozumiem jednego - zaczął kiedy usiadłem na kręcony fotel, sięgając po myszkę.
- Czego - bryknąłem od niechcenia, włączając bloga Alyi, aby przeczytać co napisała o dzisiejszej misji i obejrzeć zdjęcia mojej Ladybug.
Kwami słysząc mój ton głosu, spojrzał się na mnie morderczo, siadając na klawiaturze, ze skrzyżowanymi łapkami na klatce piersiowej.
- Tego, że jesteś właśnie taki - westchnąłem załamany, przewijając stronę. - Że ci odbija młody, co się stało? - spojrzałem się na niego niedowierzająco, mimowolnie otwierając szeroko buzię. Ludzie gadajcie gdzie mam kalendarz! Muszę zapisać tą pamiętną datę!Ten dzień kiedyś będzie obchodzony jako święto narodowe, gdyż Plagga zainteresowało coś innego niż camembert!
Czarny kot widząc moją minę, wywrócił oczami, potrząsając swoją wielką głową.
- Sam już nie wiem co się stało - odpowiedziałem mu, uspokajając się. Następnie westchnąłem zrezygnowany kładąc głowę na biurko, wlepiając wzrok w okno.
- Chodzi o Biedronkę i tą, jak jej tam - zrobił myślącą minę - Marinette?
- Mhm - przytaknąłem a on westchnął.
- Ale nadal nie rozumiem o co ci chodzi? - zerknąłem na niego, a on z niewiadomo skąd wytrzasnął nowe opakowanie tego śmierdzącego czegoś.

Skąd on w ogóle to wytrzasnął.
- No już ci mówiłem, że nie wiem czemu tak się zachowuje - wymamrotałem załamany. Kiedy moje myśli były wypełnione przez te dwie wspaniałe dziewczyny.
- Skoro ty nie wiesz, czemu tak się zachowujesz, to może chcesz, abym cię olśnił? - zjadł kolejny kawał camembertu.
- No dalej olśnij mnie - spojrzałem się na niego zaciekawiony, a on westchnął po raz kolejny raz dzisiejszego dnia.
- Wiesz czemu się tak zachowujesz - złożył łapki na klatce piersiowej, zaś ja potrząsnąłem głową, bo w końcu jakbym wiedział, to bym się nie pytał o to ,,eksperta". - Odbija ci tak, bo zakochałeś się w Ladybug i tamtej dziewczynie co dzisiaj u niej byłeś po misji - otworzyłem szerzej oczy.
- C-Co - wydukałem zaskoczony, wstając na równe nogi, czując jak pieką mnie poliki. - Czyżby mój przyjaciel miał rację, że zakochałem się w mojej pani oraz mojej pierwszej przyjaciółce? Nie to nie możliwe, a jednak - biłem się ze swoimi własnymi myślami, opierając dłonie o biurko i ze spuszczoną głową wpatrując się w czubki swoich własnych butów. Moje serce biło bardzo szybo - martwiłem się o Mari podczas misji, nawet na zdjęciach na Biedroblogu, zauważyłem, że co drugie zdjęcie spoglądam w inne miejsce poszukując wzrokiem piękną granatowowłosą dziewczynę, nawet brązowowłosa skomentowała, że po obserwacji dzisiejszej akcji, napisała, że byłem jakoś dziwnie zdekoncentrowany i czasami nieobecny - ciągnąłem dalej swój monolog w myślach. - A może jednak Plagg ma rację...rację, że zakochałem się w tej dwójce - przygryzłem dolną wargę, z powrotem siadając na fotel, spoglądając w biały wkurzający sufit. - Tylko pozostaje pytanie...czemu się w nich zakochałem? - zerknąłem na monitor, spoglądając na zdjęcie Biedronki i nagle nie wiadomo czemu, mój umysł usunął na chwilę z twarzy maskę Ladybug i na jej miejscu pojawiła się Marinette. - Zaraz, zaraz - olśniło mnie.
- Co jest młody? - usłyszałem głos Plagga, ale zignorowałem go.
- Czemu byłem taki ślepy i głupi - wyszeptałem do siebie, rzucając zdjęcie Biedronki na pulpit.
- Głupi i ślepy byłeś od zawsze, ale brawo za spostrzegawczość, dostaniesz ode mnie kiedyś nagrodę za to - znów go olałem. Otworzyłem nową stronę, wpisałem w puste miejsce adres naszej szkoły. Kiedy strona się załadowała, wszedłem na galerię, szukając folderu ze zdjęciami z naszej ostatniej wycieczki. Gdy go odnalazłem, kliknąłem na niego i moim oczom ukazało się kilka set zdjęć, następnie szukałem wzrokiem zdjęcia mojej niebieskowłosej przyjaciółki. Znalazłem kilka, ale wybrałem jedno szczególne, na którym Mari miała najbardziej zbliżoną pozę do My Lady. Na szczęście (na moje szczęście) nam wszystkim odbijało na tej wycieczce i strzelaliśmy przeróżne pozy...uf~ dobrze, że jej wtedy też odbiło, ale wracając do tematu...Rzuciłem wybraną fotografię na pulpit, odpalając gimpa, jak zawsze ten badziewny program ładował się baaardzo wolno. Kiedy wreszcie się załadował, rzuciłem dwa zdjęcia do programu, ustawiając je tak, aby postacie dziewczyn się pokrywały, włączyłem krycie i mnie zatkało. Otworzyłem szerzej oczy, będąc szczęśliwym i jednocześnie wściekły na siebie, gdyż w dziewięćdziesięciu-dziewięciu procentach, zdjęcia się pokryły. Widząc lekki zarys maski na twarzy Marinette, mogłem stwierdzić, że ona i moja pani, to jedna i ta sama osoba.
- No nie wierze - wyszeptałem szokowany, wciąż wlepiając wzrok w pulpit. Jak ja mogłem tego wcześniej nie zauważyć, w końcu Mari i Biedronka miały ten sam kolor włosów i oczu, do tego dziewczyna nosiła okrągłe czarne kolczyki, które pewnie maskowały się jak mój pierścień.
Czemu byłem taki głupi i ślepy?
Czemu wcześniej nie zrozumiałem, że Marinette, to Biedronka, a Biedronka, to Marinette?
Byłem palantem, totalnym palantem, ale teraz wreszcie odnalazłem moją panią...moją cenną panią, moją przyjaciółkę i miłość.
Kilka pojedynczych łez szczęścia spłynęły po mym poliku.
- Co się stało? - usłyszałem przy swoim uchu głos Plagga, zerknąłem na niego, spoglądał on na ekran. Na początku przymrużył oczy, ale najwidoczniej nie zdziwił się tym co zobaczył. - No to teraz masz odpowiedź młody...Odpowiedź kim jest Ladybug i czemu zakochałeś się Marinete - uśmiechnął się na chwilę ciepło, wzruszając ramionami, a następnie wrócił do poprzedniej czynności, czyli do jedzenia sera, którego po kilku minutach nie było.
- Stary...ty tu ser wcinasz, a ja walczę z myślami - wyszeptałem.
- Jakimi myślami? - napotkałem jego zielone ślepia. - Ty myślisz? - na moim czole pojawiła się pulsująca żyła. Przysięgam wam, kiedyś zabiję tego kocura. - Ale na serio nie wiem, o czym ty tak rozmyślasz? W końcu wiesz, a raczej się domyślasz, że ta twoja przyjaciółka, to twoja Biedronka - powiedział podkreślając słowo ,,twoja" i zaczął rozglądać się za poszukiwaniem swojego skarbu.
- Jeśli chcesz ser, to jest na górze - ulitowałem się nad nim, mówiąc mu gdzie znajduje się kolejna skrytka, a ten ekspresowym tempie ruszył w tamtą stronę, zaś ja westchnąłem rozmarzony wpatrując się w pulpit. Siedziałem tak dobre pół godziny, a może z godzinę? Już sam nie wiem, nagle moim ciałem zawładnęło zmęczenie i ziewnąłem. Zerknąłem na róg pulpitu i zauważyłem, że jest już trzecia! Zrezygnowany, z głową pełną myśli ruszyłem do łazienki. Kiedy się umyłem, wytarłem się, a następnie, ubrałem czarne spodenki i zielony T-Shirt, ten komplet służył mi za pidżamę.
Kiedy wszedłem do pokoju, zauważyłem śpiącego Plagga, trzymającego łapkę, na nieźle wydętym brzuchu. Ludzi ile on zjadł tego sera, że jego brzuch tak wygląda? - pomyślałem idąc w stronę biurka, kiedy się przy nim znalazłem wyłączyłem komputer, a moje oczy coraz bardziej się zamykały.
Kładąc się do mojego miękkiego wyrka, poczułem szczęście i dziwną przyjemność, zaś z każdą chwilą coraz bardziej odpływałem i dziękowałem Bogu, że jutro jest sabota oraz, że od samego rana nie mam żadnych sesji, czy zajęć.
Tuż przed oddaniem się Morfeuszowi, postanowiłem, że odwiedzę jutro fioołkooką, jako Czarny Kot. Jako bohater Paryża, przy którym dziewczyna się nie jąka, jak przy normalnym mnie...

******
Marinette

Otworzyłam leniwie oczy sięgając po telefon, uśmiechnęłam się od ucha do ucha, kiedy zauważyłam godzinę jedenastą. Mówiłam wam, że kocham weekeny? Jeśli nie to teraz wiecie, że je uwielbiam~
Podniosłam się do pozycji siedzącej przecierając oczy i rozciągając się. Kiedy usłyszałam ciche chrupnięcie, mimowolnie się uśmiechnęłam, szukając wzrokiem mojej małej towarzyszki.
Rozejrzałam się po pokoju, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Zmarszczyłam brwi, łapiąc się za ucho, sprawdzając czy moje kolczyki są aby na miejscu i całe szczęście były.
- Tikki! - zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza. - Tikki - krzyknęłam jeszcze raz wstając z łóżka.
- Co jest Marinette? - usłyszałam jej piskliwy głosik tuż za sobą. Szokowana odwróciłam się zauważając moją Kwami. Widząc ją odetchnęłam z ulgą kładąc dłoń na klatce piersiowej.
- Na całe szczęście nic się nie stało - uśmiechnęłam się ciepło, a ona odwzajemniła mój uśmiech. - Tylko się tak zastanawiam - zerknęłam na nią - co będę teraz robić - dopowiedziałam szybko, kiedy Tikki otwierała buzie.
Zastawiłam się chwilę.
- Wiem uszyję coś! - dodałam po chwili, uderzając pięścią w otwartą dłoń z wielkim uśmiechem.
Szybko ruszyłam do biurka, sięgając po mój mój szkicownik, otworzyłam go, szukając odpowiedniego projektu, ale nic ciekawego nie znalazłam. Przygryzłam dolną wargę z irytowaniem wpatrując się na puste kartki, po obejrzeniu wszystkich moich szkiców.
- Marinette - zerknęłam na Tikki, która była tuż przed moją głową, trzymając ołówek. Moje kąciki ust lekko uniosły się do góry, chwytając ołówek. Następnie rzuciłam się na łóżko, zabierając się za nowy projekt bluzki.
Leżałam tak dobre pół godziny, machałam ołówkiem, rysowałam coś, a po chwili wszystko kreśliłam, wyrywając kartkę z bazgrołem. Aż nagle usłyszałam burczenie brzuchu, wzdychając zamknęłam mój szkicownik, zaznaczając ołówkiem stronę i wstałam na równe nogi, a następnie wraz ze schowaną Tikki zeszłam na dół. Następnie weszłam do piekarni, zauważając mojego tatę stojącego za ladą.
- Hej córusiu - powiedział kiedy mnie zauważył.
- Hej tatku - uśmiechnęłam się szczerze, a on odwzajemnił mój gest. Już chciałam otwierać buzię, aby się go spytać, co mogę dziś dla siebie zgarnąć, ale on wyciągnął w moją stronę dłoń, na którą zawieszona była biała torebka, mówiąc ,,To dla ciebie". Zdziwiona odebrała ją zaglądając do środka, a moim oczom ukazało się kilka ciastek, dwie bułki i croissanty.
- Dziękuje! - krzyknęłam przytulając go, a on poczochrał mnie po głowie, następnie pożegnałam się z tatą wracając do swojego pokoju. Wzięłam swój szkicownik, wychodząc z domu,  ruszając wolnym krokiem do mojego ulubionego miejsca z pięknym widokiem na wieże Eiffla.
Kiedy dotarłam do miejsca, gdzie zaprojektowałam kapelusz dla Adriena na konkurs organizowany przez jego ojca, wyjęłam z torebki jedno ciastko czekoladowe. Zaczęłam je jeść i nagle wzięła mnie ogromna wena na ciuszek. Po chwili na pustej kartce pojawił się szkic bluzki z rękawami an długość 3/4. Zaplanowałam, że bluzka, będzie w kolorze czarnym z małymi wyjątkami kolorystycznymi, gdyż rękawy mają kończyć się kolorem zielonym, tak jak sam dół górnej części ubioru, zaś na samym środku miała znajdować się dość dużej ilości zielony odcisk kociej łapy, taki jak znajdował się na kicikiju mojego partnera.
Zerkając na szkic uśmiechnęłam się zadowolona, oglądając go po każdym kontem. Przytakując zamknęłam szkicownik, ruszając do domu. Gdy weszłam do piekarni oznajmiłam rodzicom, że już jestem, krzycząc ,,wróciłam", zaś oni przywitali mnie z uśmiechem.
Wchodząc do pokoju stanęłam jak wyryta, otwierając szeroko usta i oczy, upuszczając notes.
- Co ty - zaczęłam szokowana - tu robisz...

*********************************************************************************
Dzisiejszy rozdział miał 1966, byłoby więcej, ale zachciało mi się bawić w Polsata XD
Shiro: I tak każdy się domyśla kogo zobaczyła...
Przecież wiadome, że się domyśla XD
Shiro: A nie chodziło o zaskoczenie?
Nie chodziło, chodziło o to, że chciałam być Polsatem drugi, bądź trzeci raz w życiu, a pierwszy w tym opowiadaniu!
Shiro: tylko nie przyzwyczai się do tego, bo cię zatłukę ;)
Uważaj bo ja cię zatłukę ;) *uśmiecham się słodko, a chłopak cofa się przestraszony*
Shiro: ;-;
Bez dłuższego przedłużania pozdrawiam!
 I do zobaczenia za tydzień! ^^
Shiro: Do zobaczenia!

sobota, 15 października 2016

Rozdział 2

Lekcje minęły bardzo spokojnie. O dziwo ten przeklęty Władca Ciem (jeszcze) nie zaatakował, dzięki czemu miałam więcej czasu na spoglądanie Adriena. Zaraz po dzwonku, schowałam mój tablet, do różowego plecaka, zarzuciłam go na ramię i spojrzałam się na Alye przytakując. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszliśmy z klasy.
- Marinette - zaczęła - mam dla ciebie małą niespodziankę - uśmiechnęła się podstępnie, a ja spojrzałam się na nią zaskoczona. - Dzisiaj Nino i Adrien z nami wracają- stanęła przede mną, a ja zastygłam.
Zaraz co? Czy ja dobrze słyszałam?! Adrien z nami wraca?! On wraca ze mną!? OMG!! Zaraz umrę ze szczęścia!
- Aaaaa - krzyknęłam szczęśliwa, łapiąc dziewczynę za dłonie, przy okazji podskakując ze szczęścia.
- Nie ma za co dziękować - zachichotała, widząc mój szeroki szczęśliwy uśmiech.
- To gdzie oni są - zaczęłam rozglądać się wokół własnej osi, szukając wzrokiem blondyna. Z tego podekscytowania moje serce zabiło szybciej.
- Czekają za nami przed bramą - ruszyła przed siebie, a ja za nią do miejsca gdzie są chłopacy.
Kurcze! Ręce zaczęły mi się trząść. Nawet go jeszcze nie widziałam, a już się denerwuje...! Mam nadzieję, że nie palne przed nim coś głupiego. 

******
Adrien
(trochę wcześniej)

Marinette jak się rumieni wygląda prześlicznie...Co ja gadam ona zawsze jest prześliczna...Co ja wygaduje!? Chyba mi odpija. Przecież ja kocham Biedronkę, nie Marinette, ale nie zmienia to faktu, że powiedziałem dzisiaj, że jest piękna...-westchnąłem, a mój przyjaciel spojrzał się na mnie pytająco. Potrząsnąłem głową, aby nie wnikał, przytaknął, a później przeniósł wzrok na szkołę.
- Nino na kogo czekamy - mój przyjaciel uśmiechnął się podstępnie. - Co knujesz - podszedłem bliżej niego.
- Co knuje? - podniósł zabawnie brwi do góry. - Raczej powinieneś się spytać, co my knujemy - złożył ręce na klatce piersiowej, przybliżając się do mnie. Po jego słowach kompletnie nie wiedziałem co myśleć. - O już idą - osunął mnie spoglądając przed siebie. Z racji tego, że byłem odwrócony tyłem ,,do obiektów" zaciekawienie brązowowłosego, odwróciłem się i zauważyłem Alye i Marinette.
Czyli znowu spróbuję nas spichnąć. Czy ta dwójka nie może zrozumieć, że ona jest dla mnie TYLKO przyjaciółką i że kocham Biedronkę, a nie ją...Chociaż po moich dzisiejszych wybrykach nie jestem już pewien, co czuje.
- Hej chłopcy - uśmiechnęła się mieszano-oka, podnosząc otwartą dłoń na wysokość twarzy.
- C-Cześć - za jąkała się niebieskowłosa, spuszczając wzrok.
- Hej - odpowiedzieliśmy wspólnie.
- No to idziemy do parku? - Nino przytaknął i wraz z nią ruszył przed siebie.
- Do parku? - odezwałem się zdziwiony, wraz z fiołkowoką. Co oni znowu kombinują, przecież mieliśmy razem wracać, a nie iść do parku!
- Tak do parku - zerknęła na nas przez ramię, a jej kąciku ust podniosły się do góry, następnie spojrzała się na Nino, przyśpieszając. Przez co zostawili mnie i Mari sam, na sam.
Spojrzeliśmy się po sobie. kiedy nasze oczy się napotkały, dziewczyna zarumieniła się, dzięki czemu wyglądała słodko.
- No to nas wrobili - zaśmiałem się, ruszając z niebieskowłosą przed siebie.
- Tak i to nieźle - spoglądała zadowolona na plecy swojej przyjaciółki i Nina.
No nie powiem wam...dziewczyna z lekka mnie zdziwiła, bo się nie za jąkała.
- Chodź - złapałem za jej drobną dłoń - bo się zgubimy - przyśpieszyłem wraz z dziewczyną. Kiedy zbliżyliśmy się do nich puściłem niebieskowłosą, przez co ona trochę się zasmuciła. Szliśmy w równym tempie, zerkając na siebie co chwilę, a między nami zapanowała cisza.
- C-Czy tylko ja myślę, że ta dwójka do siebie pasuje? - Marinette odezwała się zawstydzona, spoglądając w ziemie.
- Tak - chwyciłem się z wielkim uśmiechem za tył głowy. - Oni na serio do siebie pasują - zaśmiałem się i zaczęła się nasza rozmowa na temat Alyi i Nina, nawet nie zauważyliśmy kiedy weszliśmy do parku. Gdy tak sobie gadaliśmy, że powinni być parą, usłyszeliśmy krzyki i koło nas zaczęli biegać przestraszeni ludzie.
Władca Ciem zaatakował! - krzyknąłem w myślach, spoglądając na brązowowłosą, która już biegła przed siebie z telefonem, a za nią ruszył Nino, krzycząc aby się zatrzymała. Zerknąłem na Marinette, miała o dziwo poważny wyraz twarzy.
- Wybacz Adrien, ale muszę gdzieś iść - ruszyła przed siebie, w stronę wyjścia...w stronę niebezpieczeństwa. Stałem w miejscu szokowany, tym, że dziewczyna mnie tu zostawiła i ruszyła tam gdzie było niebezpiecznie.
- Czekaj Marinette! - szybko się otrząsnąłem, biegnąc w jej stronę, w stronę gdzie znajdowała się zakumanizowana osoba, ale gdy wybiegłem poza bramy parku, zacząłem nerwowo się rozglądać w poszukiwaniu niebieskowłosej, ale nigdzie jej nie było.
- Cholera! - zakląłem w myślach, wracając do zielonego terenu. Kiedy tam byłem schowałem się za drzewo, odsuwając marynarkę. Zaraz koło mojej twarzy pojawił się Plagg, czyli mój Kwamii. Z wyglądu przypominał czarnego kota, z nieproporcjonalną dużą głową, pełną camemberta, a jego oczy były zielone.
- Co jest młody - spojrzał w prawo, a potem w lewo. - Gdzie jest mój camembert?
- Nie pora na camembert - chciał coś powiedzieć, ale wyprzedziłem go. - Marinette może być w niebezpieczeństwie - spojrzał się na mnie dwuznacznie.
- O~kochaś się zakochał, a co Bedroną? Co z moim serem - załamany obróciłem oczami.
- Plagg! Bądź cicho - uśmiechnąłem się podstępnie, a on spojrzał się na mnie przestraszony. - Plagg! Wysuwaj pazury! - krzyknąłem, a mój mały przyjaciel został pochłonięty. Po chwili na moim ciele pojawił się czarny lateksowy strój, na mojej głowie zagościły kocie uszy, włosy mi się wydłużyły, a na klatce piersiowej zawitał duży złoty dzwonek, zaś mój pasek posłużył mi jako prowizoryczny ogon.
Poczułem ogromną siłę oraz większą pewność siebie. Zadowolony uśmiechnąłem się, ruszając przed siebie w szybkim tempie. Biegłem w stronę przeciwnika przy okazji szukając wzrokiem mojej przyjaciółki. Ale niestety nigdzie jej nie widziałem.
Po krótkiej chwili dotarłem gdzie był wróg. Od razu w oczy rzuciła mi się piękna niebieskowłosa dziewczyna, o fiołkowych oczach, czyli moja partnerka Biedronka. Kręciła ona szybkim tempie swoim jo-jo, dzięki czemu służyło ono jej za tarcze. Drugą ręką wskazywała na dziewczynę, którą zawładną Władca Ciem, coś do niego mówiła, ale nie wiem co.
Dziewczyna pod władaniem akumy, miała długie fioletowe włosy i oczy. Przez polowe twarzy przechodziła jej czarna chusta. Ubrana jest w czarno-biały lateksowy strój przeróżnymi ozdóbkami, na szyi znajdował się naszyjnik. Do czarnego paska, który zawieszony był przez talie dziewczyny, aż do bioder, widniały przeróżne znaczki, przedstawiające emotikonki.
Szybko znalazłem się przy mojej partnerce, wyjmując za pleców mój kij.
- O kotek się pojawił - uśmiechnęła się jak psychopatka, sięgając po smutną emotikonkę. - Wreszcie jest nasza kochana parka, więc oddawajcie mi - machnęła ręką- swoje miraculum! - rzuciła w moją stronę smutną buźką. Zrobiłem unik, ale jej broń trafiła osobę, która stała kilka metrów za mną i pod wpływem jej mocy zaczął płakać.
- Jak ona się nazywa? - spytałem się Biedronki z szeroko otwartymi oczyma.
- Emocjonuszka - spojrzała się na mnie, a nasz przeciwnik ulotnił się. Szokowani zaczęliśmy rozglądać się wokół własnej osi.
- A właśnie?! - nieieskowłosa spojrzała się na mnie pytająco. - Witaj My Lady - chwyciłem jej dłoń, całując ją. Dziewczyna przewróciła oczami, wyrywając swoją rękę.
- Hej Kocie - przywitała się. - Nie czas na zaloty, najpierw poszukajmy naszej przeciwniczki - puściła mi perskie oko, na co o mało co zawału nie dostałem z tego podekscytowania.
Ruszyliśmy skacząc po budynkach, na szczęście łatwo ją odnaleźliśmy, bo gdzie panika, tam jest wróg. Ale co chwilę rozglądałem się Marinette przez co byłem troszeczkę zdekoncentrowany, co nie uszło uwadze Biedronki.
- Coś się stało Kocie? - spytała się mnie, kiedy wylądowaliśmy za przeciwnikiem.
- Oddajcie mi swoje miraculum! - krzyknął nasz wróg, zauważając nas. Czy oni zawsze muszą to krzyczeć?
- Zamknij się i użyj swoją emotikonkę na siebie, aby poprawiła ci humor - mruknąłem. Moja Pani i Emocjonuszka spojrzały się na mnie zdziwione. Nasz wróg aż opuścił emotikonkę. - Wracając do twojego pytania, My Lady, to tak stało się - nachyliłem się lekko. - Przed atakiem rozdzieliłem się z moją cenną przyjaciółką i się o nią martwię - gdy to mówiłem, wróg się otrząsnął, rzucając w nas swoją bronią, ale bez problemu się broniliśmy.
- Czyżby Kotek znalazł sobie sympatię - uśmiechnęła się lekko.
No i trafiła w czuły punkt...-przestałem kręcić swoim kijem, przez co o mało nie oberwałem, ale całe szczęście, że moja partnerka mnie obroniła, na co podziękowałem jej, uśmiechając się szeroko.
- A żebyś wiedziała, że znalazłem, w końcu moja sympatia znajduje się tuż przy mnie -przybliżyłem swoją twarz do jej, przez co coraz bardziej wkurzałem fioletowowłosą.
- Przestań żartować - olała mój zalot, niszcząc kolejną buźkę.
Tylko, że ja nie żartuje - pomyślałem, uśmiechaj ac się ciepło, przez co na twarz Biedronki zawadniało zdziwienie.
- Przestańcie mnie wreszcie ignorować!! - krzyknęła nasza przeciwniczka. - Jeśli zaraz nie oddacie mi sowich miraculum - uśmiechnęła się psychicznie - to sprawię, że się znienawidzicie.
- Koniec rozmów Kocie, zaczynajmy walczyć! - ruszyła atakując naszego wroga.
- Dobrze moja Pani - wyszeptałem, a następnie dołączyłem do walki.Niestety nie mogłem się skupić, gdyż wciąż myślałem o Marinette, przez co o mało co nie oberwałem emotikonką.
W końcu pokonaliśmy dziewczynę, rozwalając jej naszyjnik. Kiedy Biedronka zamieniła małą akumę, w normalnego motyla, przed nami pojawiła się dziewczyna o krótkich jasno-fioletowych włosach i fiołkowych oczach.
- Zaliczone! - krzyknęliśmy, przybijając sobie żółwika, zaś dziewczyna spojrzała się na nas pytająco. Biedronka podeszła do niej coś jej tłumacząc, zaś ja zmyłem się mówiąc krótkie ,,do zobaczenia".

*****
Marinette

Przyznam, że na dzisiejszej misji Kotek dziwnie się zachowywał, cały czas był jakoś dziwnie rozkojarzony, a na dodatek pożegnał się ze mną, mówiąc tylko ,,do zobaczenia" gdy rozmawiałam uratowaną osobą.
Po pokonaniu wroga wróciłam do swojego pokoju. Następnie zadzwoniłam do Alyi, aby powiedzieć jej, że jestem bezpieczna. Całe szczęście, że Nino i Adrien byli z nią, dzięki czemu nie musiałam do nich dzwonić. Moja przyjaciółka powiedziała mi, że jak Adrien do nich przyszedł był bardzo zmartwiony tym, że z nimi mnie nie ma, ale kiedy usłyszał, że jestem bezpieczna odetchnął z ulgą i znikł.
Bardzo się ucieszyłam, że mój ukochany się o mnie martwił, dzięki czemu byłam pewna, że nie jestem dla niego tylko, koleżanką z klasy, a może czymś więcej.
Po rozmowie poszłam do łazienki, a kiedy wróciłam do pokoju, zauważyłam Czarnego Kota siedzącego na łóżku. Zdziwiona otworzyłam szerzej oczy.
Co on tutaj robi?! Czyżby okrył kim jestem?! Czy teraz będzie mnie nachodził!? O nie co ja zrobię!? - takie i podobne myśli, przeleciały przez moją głowę w tej chwili.
- Hej piękna - odezwał się kiedy mnie zobaczył, a ja wróciłam do żywych.
- Czarny Kocie, co ty tutaj robisz? - udałam zaskoczenie, a on podszedł do mnie, chwycił mą dłoń i ją ucałował.
- Całe szczęście, że nic ci się nie stało podczas ataku złoczyńcy - objął mnie, a moje serce przyśpieszyło. Co się ze mną dzieję!? Czemu moje serce przyśpieszyło w jego obecności. Czyżby wtedy mnie szukał wzrokiem? Nie! - zaprzeczyłam sama sobie. - Bo w końcu czemu miałby się o mnie martwić.
- Jak widzisz jestem bezpieczna - uśmiechnęłam się ciepło, a chłopak odsunął się ode mnie. A ja poczułam smutek? Zerknęłam na jego twarz i nasze oczy się napotkały. Zieleń jego oczu od razu mnie zahipnotyzowała. Mają taki piękny szmaragdowy odcień, jak kolor oczu Adriena.
Czemu wcześniej tego nie zauważyłam?
- Całe szczęście, że jesteś bezpieczna - jego kąciki ust podniosły się do góry.Podszedł do mnie bliżej, a ja wciąż wpatrywałam się w niego jak jakiś obrazek. Nachylił się i ucałował mnie w polik.
- Do zobaczenia księżniczko - mówiąc to zasalutował, wyskakując przez okno.
Szokowana złapałam się za pocałowany polik, a na mojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec. Chyba dobre kilka minut stałam w miejscu, nie ruszając się i wciąż wpatrując się w ,,wyjście" Kota. Z tej zadumy wyrwał mnie dopiero głos mojej małej przyjaciółki, wołającej moje imię.
- Co...się właśnie stało - wydukałam zdziwiona. - Czy to był sen?
- Czyżby Czarny Kot odkrył twoją tożsamość? - Tikki usiadła na moim ramieniu, a ja otworzyłam szeroko usta.
- Niemożliwe - machnęłam ręką, potrząsając głową.- Przecież martwił się o mnie, jak stałam koło niego jako Biedronka - złożyłam ręce na klatce piersiowej przytakując.
- Masz rację - moje Kwamii pokręciło przecząco głową. - W końcu to nie możliwe, aby poznał twoją tożsamość - uśmiechnęła się ciepło do mnie, a ja odwzajemniłam ten gest.
Zdezorientowana położyłam się na łóżko, nie wiedząc czemu znów złapałam się za pocałowany polik.
Czyżbym poczuła do tego dachowca coś więcej? - pomyślałam wzdychając. - Co mu dzisiaj odbiło? Co mi odbiło? - dodałam, ale już na głos, załamana swoim i jego zachowaniem. Pokierowałam wzrok na moją ścianę pełną plakatów mojego ukochanego i nagle mnie olśniło.
- Zaraz, zaraz - podniosłam się, wstając szybko na równe nogi, rozglądając się zaniepokojeniem po pokoju. - On - upadłam na kolana - widział moje plakat Adriena! - krzyknęłam zażenowana łapiąc się za głowę.
- Co się stało? - moje zachowanie, zaniepokoiło Tikki, gdyż ze zdziwioną miną i ze strachem w oczach podleciała do mnie.
- Wiesz co się stało? - przecząco pokręciła głową. - Czarny Kot widział moje plakaty - zaczęłam wskazywać w ekstremalnie szybkim tempie każdą podobiznę pięknego blondyna.
- I co z tego, że je widział? - podniosła małe barczki do góry.
- Wiesz co się stało - do moich oczu zaczęły napływać łzy. - On może domyśleć się, że jestem zakochana w Adrienie! - położyłam głowę na łóżko, chowając twarz w kołdrze. I zaraz czemu ja się tym przejmuje?
- Spokojnie Marinette - usiadła koło mnie, a ja zerknęłam na nią - on pewnie nie domyślił się co czujesz do Adriena - uśmiechnęła się, przytulając się do mojego polika.
- Masz rację Tikki! - wstałam na równe nogi, podnosząc zaciśniętą pięść do góry. - Bo w końcu Kotek jest głupiutki - zachichotałam, żartując.
- Marinette! - usłyszałam głos mamy. - Kolacja! - dodała.
- Już idę! - okrzyknęłam.
Gdy Tikki schowała się do mojej torebki, zeszłam na dół do rodziców na kolację, próbując zapomnieć o Czarnym Kocie. O tym, że mnie pocałował w polik i o moim  (oraz jego) dziwnym zachowaniu.

*********************************************************************************
Rozdział 2 skończony!
No nareszcie, powiem szczerze opornie mi szło pisanie XD
Shiro: Ale opłaciło się...co?
Tak opłacało XD Ale nw czy innym będzie się to podobało :)
Shiro: Spokojnie spodoba im się to ;)
A teraz arty dzisiejszego złoczyńcy (uwaga! robione na szybko)
 (komputerowa grafika)
(szkic postaci) 
Bez dłuższego przedłużania, pozdrawiam was cieplutko <3
Shiro: ja również ślę pozdrowienia ;)